Zofia, Warszawianka pochodzi z ulicy Podwale. Na Ochocie mieszka od ponad 50 lat. Kiedy zapytałem o jej życie prywatne, dowiedziałem się jedynie o dzieciach i wnukach. Reszta „cicho sza”. Jej „dziećmi” teraz są również kombatanci i ich rodziny, mówi o nich „moje dzieci”, w sumie 200 osób. Większość swojego czasu, poświęca na działalność społeczno- charytatywną. Pomagając tym, którzy o pomoc poproszą i tym, którym jest to potrzebne. Z początku nasza rozmowa była oficjalna, ale kiedy już się poznaliśmy troszeczkę, Zofia zagrała kilka nut na pianinie, pokazała akordeon i swój portret, który uwieczniłem na zdjęciu wraz z moją bohaterką. Zofia, jest osobą skromną, lecz konkretną, muzykalną i ciekawą świata. ...urodziłam się na Starówce, tutaj przetrwałam z mamą i rodzeństwem, okupację i powstanie. Starszy brat poszedł walczyć na barykadach. Młodszego niosłam na rękach, kiedy kazali nam opuścić miasto, miałam 10 lat a on roczek. Mama niosła rzeczy, które zdołaliśmy ocalić i wynieść z domu. Dwa zdarzenia utkwiły mi w pamięci. Pamiętam euforię i radość powstańców i osób cywilnych, po zdobyciu czołu w pierwszych dniach powstania. Niestety pojazd był wypełniony ładunkami wybuchowymi. Byłam blisko tych wydarzeń, to była ogromna eksplozja, która pochłonęła kilkaset ofiar. Straszny huk i latające kawałki rąk i nóg w powietrzu, które spadały na nasze podwórko. I ten koszmarny dzień, kiedy opuszczaliśmy Warszawę i szliśmy do Pruszkowa. Ranni leżeli w piwnicach budynków, do których Niemcy wrzucali granaty. Żołnierze składali broń a my wyruszyliśmy w nieznane. Zostawiając cały dobytek, mieszkanie, poległych powstańców i Kolumnę Króla Zygmunta powaloną na ulicy. Niemcy oddzielali rodziny przez całą drogę, nawet już na miejscu w Pruszkowie. Wyciągali mężczyzn, młode kobiety, moja mama przekupiła żołnierzy i uratowała tatę. Za drugim razem, dałam tacie braciszka na ręce i padłam do nóg esesmanowi, płacząc i błagając, żeby nas zostawił i zostawił. Dzięki temu uratowałam tacie życie i dołączyliśmy do mamy, która była już w transporcie. Takie było moje dzieciństwo. W 1953 roku wróciliśmy do Warszawy i wszytko zaczęliśmy od nowa. Dzisiaj jestem prezesem Związku Sybiraków Koła Ochota i się zajmuję sprawami zesłańców i ich rodzin. Sytuacja, niektórych jest nie do pozazdroszczenia i walczę o ich lepszy byt....... POZNAJ WIĘCEJ LUDZI OCHOTY Jeśli chcesz zrobić sobie profesjonalne zdjęcie i przedstawić się mieszkańcom Ochoty to skontaktuj się z nami ludzieochoty@gmail.com