W dniu 6 marca już czwarty raz Warszawska Masa Krytyczna wraz z Instytutem Pamięci Narodowej zorganizowali uroczysty przejazd ulicami Warszawy . Trasa wiodła wokół miejsc związanych z aparatem represji w latach „utrwalania władzy ludowej”, czyli Śródmieściem –Koszykowa, Lindleya , Oczki , Chałubińskiego, oraz Pragi –Jagiellońska ,Targowa, Szwedzka ,Strzelecka, Szanajcy i Namysłowska –koniec po 19 kilometrach. Mimo deszczu na starcie na placu Zamkowym było 214 osób, ale w trakcie przejazdu dołączyło jeszcze wielu rowerzystów i rowerzystek . Na placu Zamkowym zostałem zapytany przez redaktora z TVP 3 Warszawa -„czy warto taki przejazd organizować?” . Nieprzygotowany do takiego pytania wiłem się „jak piskorz” i było to trudne pytanie ,gdyż tak oczywiste. Warto krzewić historię wśród młodszych ludzi ,choć uczestnikami było też sporo ludzi w wieku pamiętającym lata komunistycznego terroru. Dodałem ,że Masa Krytyczna w społeczeństwie Warszawskim może kojarzy się z bałaganem na ulicach miasta raz w miesiącu(choć śmiem twierdzić że jest inaczej), ale mamy też dokonania i pozytywne w krzewieniu postaw obywatelskich i patriotycznych u młodzieży. Poznawanie historii i upamiętnienie wyczynów poprzednich pokoleń chyba jest normalnym działaniem nieobojętnego obywatela . Dzięki IPN , mogliśmy poznać historię niektórych miejsc gdzie na co dzień przejeżdżamy nie wiedząc że tam odgrywały się ludzkie dramaty. Ja będąc urodzonym Warszawiakiem do tej pory niewiele wiedziałem o niektórych miejscach swojego miasta . Muzyka płynąca z rikszy z nagłośnieniem w specyficzny sposób potrafiła zainteresować wielu uczestników. Nad bezpieczeństwem uczestników skutecznie czuwała Policja i zabezpieczenie Warszawskiej Masy Krytycznej . Przejazd ten zakończył się na ulicy Namysłowskiej obok pomnika „Ku Czci Pomordowanych w Praskich Więzieniach 1944-1956 r.”z kamieni resztek więzienia Toledo. Tam IPN wystawił namiot z kuchnią polową i uczestników częstował wyśmienitą wojskową grochówką i herbatą . Niestety Straż Miejska nadgorliwie wystawiła mandat kucharzom za zajęcie pasa zieleni przy ulicy. Pewnie w ferworze wielu uroczystości nie zostały dopełnione formalności w dokumentacji i ten pretekst posłużył naszym „dzielnym „ Strażnikom Miejskim do wykazania się przydatnością dla społeczeństwa . Jako zwykły uczestnik takiego zgromadzenia uważam że w tym wypadku nadgorliwość jest odrażająca a wręcz szkodliwa dla wizerunku i tak nadwątlonego tej formacji. Czy w naszej rzeczywistości musi być jakaś łyżka dziegciu?