Jako, że znajduję się na przymusowym zwolnieniu lekarskim i mogę chodzić, przeszedłem się 13 lipca do Parku Szczęśliwickiego. Zwabiony reklamą w naszym czasopiśmie chciałem ujrzeć wielką imprezę, na którą od dłuższego czasu zapraszał Ośrodek Kultury Ochoty .Tytułowym tematem przewodnim imprezy był „Wiatr w żagle. Tym bardziej chciałem zobaczyć jak nad jeziorkami krzewi się kulturę żeglarską(sam w 1981 roku zdobyłem patent żeglarza jachtowego na Pomorzu ). Idąc główną aleją wzdłuż ulicy Drawskiej natrafiłem obok baru na kolorową reklamę tego wydarzenia. Była godzina 10:15, a na placyku było raptem około 10 dzieci w kamizelkach odblaskowych i dwóch panów zajętych rozkładaniem jakiejś bramki. Obszedłem cały park i niestety żadnej innej grupki nie znalazłem. Jeszcze raz zajrzałem na placyk o godz. 12:10, a tam już około 20 dzieciaków znowu latała wokół placu i niektórzy dodatkowo strzelali sobie z łuku do tarczy. Zastanawia mnie co się stało, że tak szacowne wydarzenie mające wielu mecenasów urosło tylko do kameralnego spotkania paru dzieciaków? Pogoda jaka była taka była ,ale dla młodych „wilków morskich nie powinna mieć dużego znaczenia. Wiatru wielkiego nie było, ale dla początkujących taka pogoda była najlepsza. W dobie komunikatorów społecznych tak niska frekwencja jest zastanawiająca, pamiętam czasy jak nie było Internetu i dzieciaki większość dnia spędzały na podwórkach i tam działała nienagannie „poczta pantoflowa” i nie trzeba było ogłaszać w różnych mediach, drukować wielu plakatów i prawie każda, nawet mało istotna impreza zbierała masę uczestników. Nie było tyle imprez co teraz słyszy się w mediach(choć reklama przerasta treść) i może dlatego frekwencja szwankuje - skoro tyle ich jest to dzieciaki mając taką gamę możliwości wybierają sobie najlepsze . Druga możliwość to będąc na bieżąco i znając możliwości niektórych organizatorów rodzice i dzieci nie angażują się w wątpliwe atrakcje. Nie mnie oceniać (twarze obecnych dzieci były raczej zadowolone),ale widać mam pecha i trafiam na nieliczne imprezy. Co by nie było dzieciaki które zostały w domach przy swych codziennych grach komputerowych na pewno więcej straciły. Dodam do informacji Pana burmistrza, iż pszczoła reklamowana 13 kwietnia przez Pana praktycznie już nie istnieje. Wiedząc o niej z artykułu szukałem ją, ale tylko fragmenty ostały się i widać że kosiarka równo bierze i ten zamysł artystyczny.