W dniu 23 kwietnia 2017 roku odbył się kolejny Orlen Warsaw Marathon z dopiskiem „Narodowe Święto Sportu”. Jako rowerzysta brałem udział w pomocy przy zabezpieczeniu trasy jako wolontariusz. Było to kolejne doświadczenie, choć robię to już od wielu lat, lecz w ostatnich dwóch latach nie mogłem brać udział w Orle nowskim maratonie ze względu na zbieżne daty z Dniem Ziemi na Polu Mokotowskim . W tym roku święto to przeniesiono na 4 czerwca . Doświadczenie mogłem szlifować w okolicach 27 do 32 kilometra maratonu. Najwięcej pracy było u zbiegu ulic Przyczółkowa i Al. Wilanowska. W tym miejscu trzeba było kierować ruchem pieszym i udało się to w miarę płynnie przeprowadzić. Nie obyło się bez małych utrudnień ,ale Pani Sędzia odcinkowy nie miała większych zastrzeżeń. Najbardziej denerwowało ją zachowanie rowerzystów w peletonie ,których ja usuwałem z trasy a i trak kawałek dalej wjeżdżali z powrotem między biegaczy. Na to niestety nie miałem wpływu. Na końcu maratonu jechała koleżanka ,która zamykała peleton a za nią karetka i autokar zbierający sędziów i zawodników, którzy musieli rezygnować biegu z powodu niewydolności organizmu(były ciężkie warunki –wiatr, trochę deszczu i chwilowy opad delikatnego śniegu) oraz z powodu przekroczenia dozwolonego czasu na trasie. I tutaj jeden z Sędziów jadący w autokarze miał problem z paroma zawodnikami, którzy mieli małe opóźnienie i mimo tego chcieli zakończyć honorowo bieg. Trochę to nieładnie wyglądało jak parę minut opóźnienia niszczy ducha sportu i dla takiego Sędziego ważniejszy jest regulamin niż zwykła ludzka przyzwoitość . Całe szczęście, że reszta organizatorów pozwoliła zakończyć bieg nawet Pawłowi Mej z Gminy Bochnia woj. . Małopolska . Biegacz ten jest słynny na wszystkich maratonach i zawsze wylicza sobie czas aby ostatni dobrnąć do mety i tak na bosaka już biega kilka dobrych lat . W tym roku trochę coś nie poszło i przeliczył czas z błędem i z przetartą krwawiącą nogą jak zauważyłem na 33 kilometrze dobrnął do mety.