Wprawdzie jeszcze prawie miesiąc do Świąt a już widać, że się zbliżają. Drzewa na naszych osiedlach już przyozdobione, na trawnikach mnóstwo czarnych worków, chyba z prezentami a i ściany pięknie kolorowo przystrojone. Wprawdzie nie bardzo mogę domyślić się, co oznaczają te przemyślne ornamenty, zdobiące nasze często świeżo odnowione ściany, ale ja już nie młody jestem i nie bardzo nadążam za nową modą. Brakuje jeszcze kilku zdezolowanych pojazdów stojących na cegłach i już prawie mamy radosny nastrój świąt w slumsach, które do tej pory znaliśmy tyko z programów dokumentalnych i amerykańskich filmów. Ciekawe, że ilość przyozdobionych ścian rośnie lawinowo i nikt nic nie może na to poradzić. Może to tak jak z dzikim bazarkiem przy Grójeckiej. Kilka lat był, przeszkadzał mieszkańcom pobliskich bloków i nic nie można było zrobić. Dopiero przyszedł czas przedwyborczy i nagle nasza Straż Miejska pokazała swoją skuteczność. Dziki bazarek znikł ( Ciekawe na jak długo). Szkoda, że tak się nie stało z tymi malunkami na ścianach, a przynajmniej z ich twórcami. Jak widać po szybko wzrastającej liczbie pomazanych ścian nasze służby nie bardzo dają sobie z tym problemem radę. Usunięcie takiego „dzieła” ze ściany to koszt kilka tysięcy złotych. Gdyby, choć kilku takich „twórców” lub ich rodziców z własnej kieszeni zapłaciło za oczyszczenie ściany to na pewno wielu z tych „artystów” przerzuciło by się na zbieranie znaczków. Ale na to trzeba chyba poczekać do następnych wyborów