Jerzy Budzyn [middle1] W witrynie lokalu znanej fundacji na Ochocie zawisły plakaty, które mają być edycją walki ze zniemczeniem Polski. Mają być protestem przeciwko, w rozumieniu ich autorów, zjawisku szkodliwemu, które prowadzi do wypaczania sposobu myślenia Polaków oraz co równie ważne sposobowi widzenia Polaków przez przedstawicieli innych narodów. Mam wrażenie, że jest to sposób myślenia niektórych. Czy słuszny – moim zdaniem nie, ale bez wątpienie Ci, którzy tak uważają mają do tego prawo. Czy ma natomiast prawo fundacja najmująca lokal użytkowy od miasta Warszawy na warunkach uprzywilejowanych zamieszczać je w witrynie, budząc w ten sposób złe emocje, a moim zdaniem nawet nawołując do nienawiści narodowej – to uważam, że takiego prawa ta fundacja nie ma. Nie ma takiego prawa również dla tego, że w umowie najmu tego lokalu jest opisany cel najmu i bez żadnych wątpliwości nie jest nim propagowanie nienawiści czy też nawoływanie do zachowań nacjonalistycznych. Możemy być oburzeni, kiedy ktoś mówi o „polskich obozach koncentracyjnych”, mamy prawo żądać sprostowań i zaniechań używania takich zwrotów, ale nie powinniśmy zamieniać się miejscem z tymi, którzy tych zwrotów bezmyślnie używają. Z bezmyślnymi tumanami, którzy tysiąckrotnie używanym kłamstwem chcą zmienić historię. Grzegorz Wysocki Zacznę od historii tej akcji. Niemiecka telewizja publiczna ZDF przegrała proces i miała przeprosić byłego więźnia Auschwitz Karola Tenderę za użycie haniebnego sformułowania „polskie obozy zagłady”. Przeprosiny miały przez miesiąc być umieszczone na stronie głównej niemieckiego nadawcy. Zweites Deutsches Fernsehen nie wykonała tego wyroku mimo to, że nadaje w Polsce i wyroki sądu polskiego ją obowiązują. Internauci postanowili zająć się sprawą na swój sposób. Od kilku miesięcy publikują na facebookowych stronach czołowych niemieckich mediów specjalnie przygotowane grafiki, tagując wpis: #GermanDeathCamps. Tą akcję wsparły dziesiątki tysięcy internautów oraz wiele organizacji społecznych w całym kraju. Ze zbiórek publicznych wynajęto bilbordy w Niemczech oraz specjalne wozy wożące te grafiki i nadające specjalne komunikaty w wielu miastach. Grafiki są wieszane również w Polsce w wielu miejscach publicznych. Nie dziwi mnie, że znana organizacja angażująca się w różne przedsięwzięcia w naszej dzielnicy bierze udział w tej akcji. Uważam po pierwsze, że czynsz, jaki pobieramy od naszych najemców daje im prawo na wykorzystywanie witryn w sposób dowolny. Oczywiście są pewne granice obsceniczności, zasad współżycia społecznego i wymogów estetycznych. Ta akcja nie łamie, żadnych z tych zasad. Przypomina gorzką prawdę zarówno wielu Niemcom jak również wielu młodym Polakom. Miasto jest znacznie bardziej tolerancyjne w wielu innych przypadkach budzących większe wątpliwości. Na koniec zastanawiam się, co ma powiedzieć urzędnik, który zadzwoni do tej organizacji z nakazem zdjęcia grafik i otrzyma krótkie zasadnicze pytanie. Dlaczego mam je zdjąć? Przecież nie odpowie, że są faszystowskie.