Ostatnia niedziela przed wyborami i gorączka sięga zenitu. Część kandydatów nie wytrzymuje presji przedwyborczej i za wszelką cenę chcą zaistnieć choćby rażąc swoimi bilbordami w oczy nawet tych, co to wcześniej wyśmiewali. Przykładem może być okolica kościoła przy ulicy Dickensa . Najbardziej postępowe ugrupowania (wałczące o świeckość państwa i z dominacją kleru) upodobały sobie okolice, jako że ten według ich lud -ciemnogród(inaczej nazwani -katole =naz…) idąc do kościoła opatrzy się i na ładny uśmiech nabierze się i zagłosuje. Większość, wierzących traktuje marginalnie a tutaj arytmetyka wyborcza podpowiedziała im, że warto nawet w ostatniej chwili umizgiwać się i do tej grupy wyborców. No cóż zainwestowali w siebie, do tej pory byli już kimś i tak nagle stracić takie szerokie możliwości to się nie godzi. Więc co tam wypada czy nie, trzeba walczyć do końca, przecież jest, o co. Niektórzy mający manie ilości(zamiast wielkości)i zajmują po kilka przęseł płotu nieszczęsnego przedszkola, które to zostało obwieszone do granicy możliwości .