Reklama

KRÓTKI KURS PRYWATYZACJI STOŁÓWEK

Czytam o tzw. prywatyzacji stołówek szkolnych i przecieram oczy ze zdumienia. W wyniku prywatyzacji przeprowadzonej przez miasto opłaty za posiłki ponoszone przez rodziców mają być wyższe niż dotychczas. To jakaś piramidalna bzdura. Skutkiem prywatyzacji powinno być potanienie usług, a nie przerzucanie kosztów na klientów (w tym przypadku: rodziców).


Zamiar prywatyzacji powstaje, gdy władze dzielnicy dochodzą do wniosku, że obecna forma organizacyjna prowadzenia stołówek jest mało wydajna pod względem ekonomicznym i należy to zmienić. Urząd podlicza starannie swój koszt prowadzenia stołówki. Składają się na niego rozmaite wydatki jawne, jak dotacje, opłaty za media, i ukryte: etaty osób zajmujących się stołówkami, być może nieodpłatny wynajem pomieszczeń itp.

Następnie ogłasza się przetarg na prowadzenie stołówki, który wygrywa firma oferująca najniższą łączną cenę posiłków przy zachowaniu standardów określonych w warunkach przetargu. Od ceny oferowanej przez zwycięską firmę odejmuje się sumę opłat ponoszonych przez rodziców.

W urzędzie prawdopodobnie pominięto jakiś wydatek: na energię elektryczną, na podatki, albo - co najbardziej prawdopodobne - na etat np. księgowej. Takich samych, jak dotychczas, aczkolwiek władze mogłyby zdecydować o ich obniżce - wszak cały proces prywatyzacji powinien doprowadzić do potanienia. Wynik tego odejmowania to koszt prowadzenia stołówki, jaki musi ponieść urząd. Koszt realny, bo określony przez rynek.

I teraz najważniejsze, choć najprostsze. Ten koszt porównuje się z dotychczasowym kosztem prowadzenia stołówki przez urząd. Jeżeli jest niższy, to dobrze. Jeżeli jest znacznie niższy, władze powinny jeszcze raz rozważyć obniżenie opłat ponoszonych przez rodziców. Jeżeli natomiast jest wyższy, to znaczy, że samorząd prowadzi stołówkę bardziej efektywnie, niż najtańsza firma i nie należy tego zmieniać - bo niby dlaczego?

Nie wierzę w tę ostatnią możliwość. Urzędnicy na ogół wszystko robią drożej niż przedsiębiorca. Jeżeli wyjdzie z obliczeń, że jest inaczej, należy jeszcze raz przeanalizować wyliczenie kosztu ponoszonego przez urząd przed prywatyzacją. Przedsiębiorca swoje koszty policzył na pewno dokładnie, on nie może sobie pozwolić na dokładanie do interesu. Natomiast w urzędzie prawdopodobnie pominięto jakiś wydatek: na energię elektryczną, na podatki, albo - co najbardziej prawdopodobne - na etat np. księgowej. Możemy mieć podejrzenia, że choć prywatna firma prowadząca po przetargu stołówkę prowadzi księgowość na własny koszt wliczony w cenę posiłku, to osoba robiąca to wcześniej w urzędzie nadal tam pracuje, zajmując się teraz czymś innym. A to już jest nie fair wobec rodziców, którym wmawia się, że posiłki zdrożały. Nie na tym polega prywatyzacja.

 

Maciej Białecki

Autor jest działaczem Wspólnoty Samorządowej,
byłym radnym sejmiku mazowieckiego
maciej@bialecki.net.pl
www.bialecki.net.pl

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo iOchota.pl




Reklama
Wróć do