Kiedyś, na ul. Bitwy Warszawskiej 1920 r. nr 3 była Dyrekcja Lasów Państwowych. Widocznie byt firmy poprawił się wraz z rozrostem drzew w lasach, ponieważ przenieśli się do bardziej ekskluzywnego obiektu na ul. Grójeckiej 127. Dotychczasowa siedziba przez pewien czas świeciła pustkami. Na początku listopada wywieszono nowy szyld i dalej obiekt ten jest własnością Lasów Państwowych. Co prawda stworzono nowoczesny twór pod szyldem modnej nazwy i wiele mówiącej – „projekt”. Słowo tak modne jak: fundacja, stowarzyszenie, związek. Zaczęło pachnieć jednak przerostem formy nad treścią Z nazwy można wywnioskować, iż jest bardzo wiele takich „projektów” i ktoś musi to wszystko koordynować. Biurowce rozrastają się, jak grzyby po deszczu. Administracja musi wyglądać przyzwoicie. Za tamtego „złego systemu narzekaliśmy na rozrost biurokracji w stosunku do ludzi pracujących bezpośrednio w produkcji i usługach. Moim zdaniem teraz jest o wiele więcej niepotrzebnej biurokracji. Kiedyś śmiano się ze sprawozdawczości typu: ile papieru toaletowego zużywał statystyczny klient toalet publicznych, to teraz wszędzie i do wszystkiego zatrudnia się specjalistów od marketingu i rzeczników – nawet projektów. Przez to rosną koszty. To tak, jak istnieje wiele ośrodków pomocy społecznej, fundacji i stowarzyszeń. Przy obsłudze tych działań pracuje tak wiele osób, że każda złotówka wydana na rzecz ubogich, generuje ok. 6 zł kosztów. I to jest nasza efektywna gospodarka? Niedługo będzie więcej urzędników niż drzew w lesie, lub więcej pomagających niż potrzebujących pomocy. Wracając do nowego biurowca koordynującego projekty środowiskowe, to skoro mamy tak dumnie brzmiący obiekt, to już chyba nie musimy obawiać się alarmów smogowych i dzięki takiemu centrum jakość powietrza poprawi się i miejscy aktywiści nie będą mieli po co robić happeningów.