Każdy wie, jak wyglądało centrum Warszawy po wojnie. Morze gruzów. Dzisiejsze dobre dzielnice jak Mokotów czy Ochota były tylko częściowo zabudowane, większość terenów stanowiły pola, łąki albo zgoła glinianki. Warszawę można było zbudować od nowa gdzie indziej, znacznie mniejszym kosztem, a gruzowisko zostawić jako pomnik. Były takie propozycje. Jaka wtedy byłaby wartość działek w obrębie dawnej Warszawy? Ujemna, gdyż trzeba by płacić podatki, a pożytku zero. [middle1] Ze względów honorowych i emocjonalnych zbudowano nową Warszawę tam, gdzie była stara, poszerzając ulice, nie odtwarzając slumsów i suteren, budując nowoczesne na tamte czasy domy i drogi. Aby to było możliwe, dekret Bieruta odebrał ludziom własność ziemi i przekazał ją miastu, czyniąc dawnych właścicieli dzierżawcami. Budowano, nie przejmując się dawnym układem dróg czy działek. Jedyną wartość przez wiele lat stanowiły budynki, odbudowane nieraz własnoręcznie przez mieszkańców lub zbudowane np. przez spółdzielnie czy zakłady pracy kosztem ogromnych kredytów. Jeśli przetrwały stare budynki w dobrym stanie, to dzięki inwestycjom mieszkańców – czasem dawnych, a czasem nowych. Dawni właściciele gruntów w okolicach Warszawy otrzymali niejednokrotnie odszkodowanie i wyjechali za granicę. Inni otrzymywali mieszkania. Jeśli ktoś został skrzywdzony, być może należy mu się odszkodowanie wg ówczesnej wartości gruntu, ale nie wobec obecnej – bo tę stworzyli harujący ciężko mieszkańcy. A tymczasem tysiące mieszkańców budynków na terenach dawnych pól podwarszawskich nie mogą uzyskać własności odrębnej lokali- bo są jakieś roszczenia. A może należy po prostu uciąć zaszłości na roku 1945 i uznać, że jeden stracił rękę, drugi życie, a trzeci mieszkanie lub ziemię. Nie sposób to wycenić, nie sposób uczciwie rozliczyć, czyja strata większa. Lepiej uznać, że wszystko na równi stało się mieniem komunalnym, wypłacać jakąś kuponowkę, a ludziom, którzy Warszawę stworzyli od zera – dać się uwłaszczyć, wykupić lokale czy ziemię. Francuzi jakoś nikomu nie zwracali majątku zabranego arystokracji i kościołowi w czasie rewolucji – stąd katedra Notre Dame jest obecnie majątkiem państwowym. Tylko Polacy wypłacają odszkodowania wszystkim- Polakom, Żydom i Niemcom, osobom przywiezionym i osobom wywiezionym. Polacy wyeksmitowani z dzisiejszej Białorusi czy Ukrainy dostawali odszkodowanie od polskiego rządu, nie od ZSRR. Agnes Trawny wyjechała do Niemiec, wzięła odszkodowanie, a my jej teraz oddaliśmy dom, który by się rozpadł, gdyby nie praca nowych właścicieli. Do tego mamy zwroty w naturze, dla autentycznych właścicieli i dla nie istniejących 150-latków. Znam ludzi, których dziadkowie pochowali w czasie wojny właściciela kamienicy, bezdzietnego kawalera. Zburzoną kamienicę dziadkowie obecnych lokatorów odbudowali własnoręcznie. Brali udział w ekshumacji właściciela, ponownym pochówku i zgłoszeniu do Czerwonego Krzyża. Ale mieszkań nie mogą wykupić i płacą ogromny czynsz miastu, bo pojawiły się roszczenia… rzekomych wnuków właściciela. Cud natury: facet dzieci nie miał, ale ma wnuki. Znam człowieka, którego pozbawiono sądownie połowy bliźniaka na Mokotowie (wartości kilku mln zł), bo jakiś urzędnik pozwolił jego sąsiadowi wykupić całą działkę. Może sąsiad łaskawie zwróci koszt 80-letniej cegły. Urzędnika nikt nie ruszył, oczywiście. Tak oto do naturalnego powojennego zamieszania i tragedii dokładają się całkiem współczesne. Dla kontrastu bywają ludzie, którzy „odzyskali” pałacyk zbudowany od podstaw po wojnie i nawet nie w obrysie dawnego budynku. Była też pani, która dostała odszkodowanie za skomunalizowane działki pod ogródkami działkowymi na Żwirki i Wigury, a po latach wróciła do Polski, wystąpiła o odszkodowanie i dostała je. Sędzia otrzymał podobno 3 mln łapówki. Na szczęście ten przekręt nie przeszedł, sędzia wyleciał, ale ile takich numerów przeszło? Teraz, rozumiem, mamy oddać pół Polski religijnej gminie żydowskiej, nawet nie położonej w Izraelu, gdzie wyjechało sporo mieszkańców Polski, tylko w USA. Z Polską ma ta gmina tyle wspólnego co np. Indianie. Żeby mniejszości w USA się wzbogaciły, najprościej jest pomóc Indianom. Proponuję, aby polski Sejm przyjął ustawę zwracającą im cały teren Stanów Zjednoczonych, z Nowym Jorkiem sprzedanym za paciorki na czele – cena była bardzo niska.