Reklama

Z Gruzji do Ojczyzny taksówką i lotem koszącym

18/03/2020 17:05

Grzegorza wychował się i dalej mieszka na Okęciu. Znam go od dziecka. Dlatego bardzo się denerwowałem się z jego rodzicami, czy da radę. Jedak dał i jeszcze to ładnie nam opisał.

Gruzja jest piękna. Wyjechaliśmy jak rząd ledwo zaczynał zamykać szkoły. Myśleliśmy, że skończy się na podobnych krokach krótkowzrocznej ostrożności. Gruzja nie należy do Unii, dlatego korzystanie z Internetu dla posiadaczy kart sim zarejestrowanych w UE wiąże się tu z ogromnymi kosztami. Dlatego pozostaliśmy przy naszych numerach. Podkreślenia wymaga, że położenie Gruzji na mapie zdecydowanie utrudnia podróżowanie do niej w jakikolwiek inny sposób niż samolotem. Dojazd do Gruzji, bowiem prowadzi przez Ukrainę lub Turcję i poza samym faktem długości trasy wymaga spełnienia dodatkowych wymagań na granicach obu państw. Szczególnie zaś podczas wyjątkowej sytuacji powszechnej paniki w Europie podróż taka byłaby niewykonalna. Pobyt w Gruzji rozpoczęliśmy cudownie. Jednak z każdym postojem w miejscu z dostępem do internetu zaczynaliśmy martwić się coraz mocniej. O sytuacje w kraju, naszych bliskich i o nasz powrót.

Nie spodziewaliśmy się jednak, że sytuacja eksploduje tak szybko. Decydujący był wieczór z piątku na sobotę (podkreślenia wymaga ze w Gruzji jest 3 godziny później). Około 21 tutejszego czasu dowiedzieliśmy się, że od soboty Polska zamyka granice. W tej sytuacji zaczęliśmy momentalnie szukać połączenia do domu. Jednak nie tylko my zaczęliśmy szukać. Loty do Polski schodziły w nieprawdopodobnym tempie. Próbowaliśmy kupić ostatni lot do Poznania z Kutaisi w niedziele o 5 rano. Na próżno. Spóźniliśmy się. Zaczęliśmy szukać innych lotów z Gruzji do Polski. Nic już nie było. Szukając ostatniej deski ratunku kupiliśmy lot z Kutaisi do Wilna. Godzi się zauważyć ze w tym czasie byliśmy w Tybilisi oddalonym o 4 h drogi autokarem od Kutaisi. Kupiliśmy wiec też bilety na autokar relacji Tybilisi -Kutaisi i Wilno-Warszawa. Cena nie grała roli. Musieliśmy wrócić do Ojczyzny. Wyjazd na lotnisko mieliśmy mieć w niedziele o 4. rano, lot o 9 a autokar miał dojechać do Warszawy ok 24. W międzyczasie dotarła do nas informacja ze lot do Poznania i tak się nie odbędzie, jako mający przekroczyć granice Polski już po jej zamknięciu o godz. 00 w niedzielę. Wydawało się, więc nam, że podjęliśmy najlepszą możliwą decyzję w przedmiocie lotu do położonego blisko granic Polski Wilna.
Wtem w sobotę około 16 (czasu gruzińskiego) dotarła do nas wiadomość, że Litwa zamyka granice z godzina 18 czasu litewskiego. Cały, więc, wydawało się, że genialny, plan podróży runął. Zaczęliśmy szukać lotów od nowa. Jakkolwiek Gruzja jest piękna, tania i nie brak tu niczego, to nie mogliśmy przecież tu zostać, podczas gdy choroba zatacza coraz szersze kręgi w Polsce. W międzyczasie kontaktowaliśmy się z ambasadą Polski w Tybilisi. Przyznać trzeba ze ambasada zachowywała się profesjonalnie. Telefon zawsze był odbierany i zawsze dało się o coś zapytać. Gorzej wyglądała jednak kwestia uzyskania odpowiedzi. Obsługa nie miała żadnych informacji w przedmiocie możliwości powrotu. Żadnych danych o czarterach. Nie wiedziała również czy przewidziane loty do Polski, które miały lądować po 24 w nocy z soboty na niedziele się odbędą. Były, bowiem jeszcze dwa takie loty, (poza lotem do Poznania z niedzieli 5 rano). Jeden startował o 23;55 do Krakowa, drugi zaś o 00;25 do Gdańska, uwzględniając różnice czasów oraz czas podróży, lądowanie w Krakowie miało odbyć się o 00;15, a w Gdańsku po 1 w nocy, czyli teoretycznie już po zamknięciu polskich granic.
Polacy w Gruzji, w obliczu wydarzeń zebrali się w sobotę pod ambasadą polska w Tybilisi. Polacy jednoczyli się także poprzez fb, gdzie prężnie działała grupa zrzeszająca Polaków w tym kraju. Między innymi to dzięki tej grupie mieliśmy stały dostęp do informacji i koniec końców udało nam się wrócić do kraju, ale dzięki niej także kilkukrotnie przeżywaliśmy mały zawal serca.

W sobotę podczas obiadu nawiązaliśmy kontakt z jedną z pań komentujących na grupie, ponieważ wiedzieliśmy, że także ona miała wykupiony bilet do Wilna. Wobec zamknięcia granicy litewskiej chcieliśmy spytać o rade, bo sami nie mieliśmy już pomysłów jak wrócić do domu. Okazało się jednak, że nasza rozmówczyni wraz z mężem wykupiła kolejne bilety tym razem do Republiki Czeskiej, ponieważ „Czesi mieli wpuszczać Polaków”. Więcej biletów na ten lot nie było. W rozmowie okazało się także, ze pani ta miała wykupione również bilety na lot o 23;55 do Krakowa (dolatujący o 00;15). Wobec jednak niepewności czy lot ten się odbędzie (miał nie zostać wpuszczony, ze względu na przewidziane lądowanie po zamknięciu granic), rozmówczyni zrezygnowała z ryzykowania pozostania w Gruzji i wybrała lot do czeskiej Pragi. Tu upatrywaliśmy swoją szanse, polegająca na tym, aby dogadać się z obsługą lotniska i skorzystać z miejsc naszej interlokutorki, które pozostaną niewykorzystane, a informacje na grupie wskazywały, że lot ten może się odbyć.

Około godziny 19 w sobotę, w centrum Tybilisi stanęliśmy, więc przed niełatwym wyborem. Pytanie brzmiało: czy biegiem jechać do hotelu, brać plecaki i taksówką jechać do oddalonego o 4 godziny Kutaisi na samolot, na który mogą nas nie wpuścić lub możemy nie zdążyć lub, który może w ogóle nie polecieć czy tez zostać w Tybilisi, w którym mieliśmy wykupiony nocleg na kolejną noc i wraz z Polakami czekającymi pod ambasada oczekiwać na prawdopodobną pomoc rządu w postaci organizacji czarteru. Po ożywionej dyskusji doszliśmy do wniosku, ze warto zaryzykować podróż taksówką na lotnisko.

Mapy google pokazywały, że na lotnisko dojedziemy około 23;00, w co świecie wierzyliśmy, w szczególności, uwzględniając zamiłowanie Gruzinów do brawurowej jazdy. Jak się jednak okazało padający deszcz, zmrok i roboty drogowe, a także sama, jakość drogi w Gruzji, zdecydowanie wydłużyły naszą podróż. Podroż te wydłużyło także stale towarzyszące nam poczucie niepewności podyktowane wątpliwościami, co do słuszności wyjazdu z Tybilisi do Kutaisi. Mniej więcej w połowie drogi na facebookowej grupie Polaków w Gruzji padła informacja, od osób przebywających na lotnisku, że planowane loty, (na które pędziliśmy) nie odbędą się. Twardo zdecydowaliśmy jednak trwać przy decyzji o dojechaniu na lotnisko, gdzie na pewno czeka masa Polaków, którzy stanowić będą istotny czynnik przy podejmowaniu decyzji, co do samolotów czarterowych, ale również dają pewność, jako takiego zabezpieczenia w Gruzji, nie mieliśmy, bowiem w Kutaisi wykupionego noclegu ani żadnego jedzenia przy sobie. Nie wiedzieliśmy w zasadzie, co dalej robić. Ponadto obawialiśmy się, że i w tym kraju zapanuje panika na kształt tej z Polski, gdzie wykupywane były wszystkie zapasy z półek sklepowych, więc doszliśmy do wniosku ze w tak dużej grupie będziemy bezpieczniejsi i łatwiej będzie o pomoc.

Na lotnisko dojechaliśmy, około 23; 45 czyli na 10 min przed odlotem samolotu, na który mieliśmy wsiąść w zastępstwie pasażerki, z która nawiązaliśmy kontakt za pośrednictwem, facebooka. Wpadliśmy na terminal jak szaleni. Okazało się jednak ze na ten lot już nie zdążymy. Mimo to nasza podróż na lotnisko okazała się słuszną decyzją. Pracownik linii Wizzair, przebookował nam bilety, które mieliśmy wykupione na lot do Wilna na kolejny samolot do Gdańska. Nasza radość w chwili, w której otrzymaliśmy wypełnioną kartę pokładową na ostatni samolot rejsowy z Gruzji do Polski nie znała granic.

Do polski dolecieliśmy po godzinie drugiej. Poza mrozem, na lotnisku w Gdańsku, przywitali nas także żołnierze, którzy kazali nam wypełnić kolejne formularze, tłomacząc, że te, które wypełniliśmy w samolocie są już nieaktualne. Wypełniliśmy, więc formularz, w którym wskazaliśmy dane personalne, miejsce zamieszkania, – jako miejsce spędzania kwarantanny i osobę do kontaktu w sytuacji awaryjnej. Okazało się, bowiem, że wracając z Gruzji po 24 w nocy z soboty na niedziele, musimy odbyć 14 dniową kwarantannę. Następnie wypełnione dane przekazaliśmy pracownikom kontroli paszportowej. I… I zostaliśmy puszczeni zupełnie wolno. Osobiście nie podejrzewam, żebym przywiózł z Gruzji koronawirusa, wobec niskiej liczby zachorowań w tym kraju, jednak skoro jestem skazany na ścisłą domowa kwarantannę to chyba nierozsądne jest pozostawienie nas samemu sobie na lotnisku w Gdańsku o 2 w nocy. Tym nie mniej, spędziliśmy kolejne 2 h na lotnisku w oczekiwaniu na pociąg, następnie autobusem nocnym dostaliśmy się na dworzec i z dworca pociągiem, około 5;45 udaliśmy się do Warszawy. Przyznaje ze bilety w pociągu zostały tak przydzielone ze sami otrzymaliśmy przedział, jednak wynikało to chyba z małego obłożenia a nie z rozsądnego rozsadzania pasażerów. Oczywiście podczas całej podróży nie zbliżaliśmy się do nikogo i byliśmy szczególnie czujni na przekazywane przez sanepid zasady postępowania w celu redukcji możliwości zakażenia wirusem, jednak czy wszyscy tak się zachowywali, tego nie wiemy.

Do miejsca odbywania kwarantanny dotarliśmy około godziny 12 w niedziele. Od tego czasu nie wychodzimy z domu. Raz dziennie odwiedza nas policja, która prosi o pokazanie się na balkonie, pyta o samopoczucie oraz ewentualne potrzeby. Zakupy zrobiła nam przyjaciółka, której jednak nie mogliśmy podziękować nawet uściskiem dłoni, nie narażając jej jednocześnie (wedle zaleceń), więc transakcja odbyła się przez zamkniętą bramę wjazdową. Nie narzekamy jednak na okres kwarantanny, wiedząc ze ma on swoje uzasadnienie apelujemy jednocześnie żeby każdy na ścisłej kwarantannie zachowywał się zgodnie z zaleceniami. To tylko 14 dni, a może zaważyć o ewentualnym zarażeniu rodziny, przyjaciół, sąsiadów lub zupełnie obcych osób. W solidarności siła.

 

Grzegorz Janiak

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo iOchota.pl




Reklama
Wróć do