Mrugają białawo i całkiem świątecznie, wyznaczając linię pasów na przejściach dla pieszych. Miły widok. Ciekawa jestem, komu zawdzięczamy tę dekorację. Chciałabym tej osobie podziękować , a przy okazji zapytać, co zamierzała tym osiągnąć. Bo lampki z choinek zdejmujemy kiedy miną Święta, a te światełka pewnie zostaną. Ciekawa jestem - po co? Przyglądałam się bowiem wczoraj przez kilkanaście minut temu przyjemnemu dla oka spektaklowi mrugania a jednocześnie obserwowałam reakcje kierowców na ten widok. W porównaniu do stanu PRZED zainstalowaniem światełek - reakcji nie było żadnej. Jak jechali nie wpuszczając pieszych na pasy, tak samo robili to zupełnie niezrażeni lampeczkami. Wydaje mi się, że nietrudno było to przewidzieć. Zainstalowanie tutaj czegoś takiego to działanie pozorowane, tym bardziej że za dnia i tak toto nie mruga, a niebezpieczne przejście na wysokości Bohdanowicza i tak pozostało bez zmian. Domyślam się, że ktoś(?) - może pod wpływem dochodzących doń głosów o potrzebie uczynienia tej okolicy nieco bardziej bezpieczną dla pieszych - postanowił coś z tym zrobić , żeby nie było, że radni nie interesują się problemami zgłaszanymi przez mieszkańców. Zatem - coś zostało zrobione, a że nie ma to żadnego praktycznego znaczenia ani nie zmienia sytuacji w okolicach skrzyżowania... Przecież już po wyborach, już nawet ustalone koalicje, już rozdzielone funkcje, już znowu można pracować w spokoju i nie zawracać sobie głowy jakimiś tam głupimi pomysłami jakichś tam mieszkańców, jakiejś męczącej baby, która o tym pisze, a radny z PO obronił swój wyjazd z garażu. Szkoda tylko że wydano pieniądze na coś, co nie ma sensu. No ale dlaczego mnie to dziwi? Przecież tak zawsze było - żeby tylko zatkać gęby narzekaczom, żeby można było pracować w spokoju, żeby radni byli nowi, ale sprawy pozostały po staremu. Bo tylko da się przecież żyć.