Piszę ten list, ponieważ przeczytałem Pana artykuł „Osiedlowi przestępcy” w Informatorze , opisujący przypadki niszczenia samochodów tych, którzy zaparkowali w miejscach niedozwolonych. Sam doświadczyłem podobnego objawu wrogości parę lat temu; w moim samochodzie urwano lusterko, bo zaparkowałem utrudniając ruch na wąskiej drodze. Zdecydowałem się napisać, gdyż pochodna tej sprawy od dłuższego czasu mnie bulwersuje. Sam bowiem jestem tzw. słoikiem i mieszkam od lat na jednym z osiedli przy ul. Korotyńskiego i Pruszkowskiej. Posiadam również samochód z niewarszawskim numerem rejestracyjnym. Chciałbym zaznaczyć, że fakt niszczenia mienia zasługuje na potępienie, ale należy przyjrzeć się sprawie dogłębniej. Otóż - jak Pan wspomniał w swoim artykule - proceder ten ma miejsce szczególnie w sytuacji, gdzie brak jest większej ilości miejsc parkingowych. Kierowcy często parkują, gdzie popadnie, na ciasnych odcinkach chodników, ograniczając poruszanie się osobom pieszym i z wózkami dziecięcymi, w miejscach, gdzie ograniczają swoimi pojazdami widoczność wyjeżdżającym z parkingów. Parkują na trawnikach i niszczą je, by dostać się do miejsca najbardziej dogodnego. Nierzadko widuję, jak delikwenci parkują na przejściu dla pieszych bądź w bezpośredniej jego bliskości, stwarzając niesamowite zagrożenie. To, o czym Pan raczy pisać, to pokłosie niedbalstwa, nierzadko chamstwa i nieposzanowania naszej wspólnej przestrzeni życiowej, nie wspominając o łamaniu zasad ruchu drogowego i stwarzaniu niebezpieczeństwa. Sam walczę z procederem niedbałego parkowania. Często tłumaczę kierowcom, nierzadko sprowadzając na siebie tym samym przekleństwa i pogróżki z ich strony. W Internecie jest wiele akcji mających na celu ukaranie takich kierowców. Publikuje się zdjęcia, nakleja się specjalne naklejki na szyby źle zaparkowanych aut, ale to wszystko za mało... Jedyną - moim zdaniem - słuszną metodą jest karać! Mamy przecież sławną Straż Miejską, nie raz już dzwoniłem do nich z donosem (i nie waham się użyć tego słowa), gdyż kilkakrotnie mógłbym stać się sprawcą kolizji, bowiem wyjeżdżając z parkingu przez właśnie źle zaparkowane auto, wciśnięte między znak drogowy a słupek miałem bardzo ograniczone pole manewru. Drugą stroną medalu jest pozostawianie wraków pojazdów na miejscach parkingowych. W mojej okolicy jest kilka aut, które od kilku lat stoją wrastając w asfalt. Przecież straż miejska ma instrumenty do rozprawienia się z tą sytuacją, więc dlaczego nic nie robi?! Chciałbym też poruszyć inny aspekt sprawy. Otóż przy ul. Pruszkowskiej kilka lat temu swoją siedzibę otworzyła firma Skanska . Niestety - pracownicy przyjeżdżający do pracy nie parkują na wykupionym przez firmę parkingu, lecz na parkingu dla mieszkańców, co rodzi sytuacje opisane powyżej. Miejsc do parkowania brak, a parking firmowy zapełniony w 20%. Nie umknęło mojej uwagi, jak bardzo ostatnimi czasy kurczą się parkingi wskutek modernizacji i daleko nie trzeba szukać przykładu, bo są nimi chociażby parkingi wzdłuż ul. Korotyńskiego. Sam nierzadko jestem zmuszony parkować w znacznej odległości od mojego bloku, ale wiem jaka jest sytuacja i nie wciskam się na miejsca, na których stwarzałbym zagrożenie niszczyłbym zieleń, czy też blokował innych użytkowników, Wystarczy zrozumienie i szczypta dobrego wychowania, te kilkanaście sekund upewnienia się, że parkujemy poprawnie. Konkludując moją wypowiedź: nie działo by się tak, gdyby ludzie przestrzegali pewnych zasad. Proszę uwierzyć że jak widzę samochód notorycznie parkujący na trawniku lub utrudniający ruch, to myślę, że jedynym sposobem, aby nauczyć dobrego wychowania - gdy werbalne argumenty nie przynoszą skutku, a Straż Miejska woli mrużyć oko na całą tą sprawę - jest kara wymierzona w taki sposób, by dała do myślenia... Z poważaniem Michał Poręba