Reklama

Sentymentalna wizyta

- Tutaj była kwiaciarnia, tam wysoki mur odgradzał numer 32, a zza tych okien na dole dochodziły czasem straszne jęki bitych ludzi. Tam był chyba posterunek milicji - opowiadał Andrzej Paczkowski (82) swojemu młodszemu bratu w niedzielne popołudnie. Obaj tuż po wojnie wraz z rodziną i rodzeństwem mieszkali w kamienicy przy Grójeckiej 34, ich ciocia sprzedawała pyzy w zielonej budce przy pl. Narutowicza. Pamięta, że przed zniszczonymi domami były ogródki, a po znacznie węższej Grójeckiej często pędziły radzieckie łaziki. Gdy weszli w wewnętrzne podwórko panu Andrzejowi (ten z wąsem) zaszkliły się oczy. Wrócił do czasów, gdy kamienica od ulicy była w ruinie, pokazywał bratu okno z którego przed laty skoczył kot, uciekając przed psem, a on - chłopiec wtedy - martwił się, czy biedaczyna przeżyje upadek. - Tutaj znosiliśmy rankiem wiadra, bo właśnie tu była nasza jedyna w kamienicy latryna. Jedna na wszystkich - wskazał na małe brązowe drzwiczki przy wejściu na klatkę. Nigdy nie zapomni, jak z kolegami próbowali wrzucić więźniom za mur papierosy. Byli mali, a chcieli pomóc, bo jęki bitych przez służbę bezpieczeństwa ludzi, nie pozwalały w nocy spać. Paczkowskich z sąsiadami wysiedlono w 1949 roku, bo mieszkania miano przekazać członkom i działaczom komunistycznej partii. Trafili na Pragę, po latach wrócili na Ochotę - dziś mieszkają na Rakowcu. 
Kinga Hałacińska

Zapraszamy na wydarzenia:



Czytaj również:








Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo iOchota.pl




Reklama
Wróć do