Reklama

Suń się, Warszawiaku, na twoje miejsce czeka tłum cwaniaków cz.2

26/06/2019 16:02

Gdy zginęła Jolanta Brzeska, działaczka walcząca z przejmowaniem kamienic przez cwaniaków, prokuratura przez całe lata twierdziła, że zabita sama się oblała benzyną, równo ułożyła i wyzionęła ducha bez jednego jęku, płonąc żywcem i nie ruszając się. Teraz szukają morderców, ale nikt jakoś nie przyjrzał się osobom, które na początku tak zręcznie prowadziły śledztwo.

Skandal z rozdawnictwem kamienic zrobił się duży, powstała Komisja Sejmowa, są unieważnienia transakcji. Niektóre  odrzuca „niezależny” sąd, ale jakiś postęp chyba jest. Mam nadzieję, że te przekręty jednak zostaną ukrócone. Inna sprawa, że teraz wykup mieszkania (nieraz własnoręcznie odbudowanego przez babcię dzisiejszego lokatora lub przyznanego dziadkowi jako cennemu fachowcowi)  jest bardzo kosztowny i wielu osób nie będzie na niego stać. Należałoby zrobić wyjątek w cenniku dla pokrzywdzonych przez działania miasta. Potrzeba też odzyskać mieszkania komunalne od osób dobrze sytuowanych, które zajmują je nienależnie. No i budować nowe. W ciągu ostatnich lat jedynie gmina Włochy zdobyła się na taki wysiłek.

Gorzej z gruntami. Tu przekręt na skalę państwa trwa, przynajmniej w Warszawie. Tu trzeba zmiany ustawy, odejścia od stosunków przedwojennych i realnego zatroszczenia się o warszawiaków, których prawa są nagminnie łamane.

Za niedobrej komuny działało to tak: poszerzano granice miasta, tworząc nowe dzielnice. Miasto przejmowało puste place i pola, wywłaszczając właścicieli, płaciło im odszkodowanie lub przyznawało mieszkania (często spółdzielcze). Dziś proporcja cen zdaje się śmieszna, wtedy w niektórych przypadkach ludzie cieszyli się, że mają mieszkanie z łazienką, bo ich pole kapuściane było warte mniej. Tak czy siak, największy koszt ponosiła spółdzielnia, współpracująca z miastem. Następnie miasto przekazywało pozyskane grunty dzielnicy, która sama zagospodarowywała część, ale ogromne areały przekazywała chętnej spółdzielni mieszkaniowej. Spółdzielnie były wtedy jedną z niewielu dostępnych form przedsiębiorczości, dostawały wieloletnie kredyty. I budowały, przejmując niejako obowiązki dzielnicy: musiały budować sklepy, przychodnie, drogi, instalacje podziemne, czasem i przedszkola. Dzielnica, nie kiwnąwszy palcem, zyskiwała całe hektary z dziesiątkami budynków i płacących podatki mieszkańców. Do tego w każdym budowanym osiedlu czy budynku miasto dostawało pulę mieszkań dla osób wysiedlanych czy dla zatrudnianych fachowców. Mieszkania nabywały także zakłady pracy, często płacąc jedynie tzw. wkład, a resztę spłacali mieszkańcy w czynszu. Gospodarka była nieco ekstensywna, do dziś spółdzielcy utrzymują setki hektarów terenów zielonych, które w przypadku wspólnot utrzymuje miasto. Notabene na Ochocie na południe od Dickensa większość terenów stworzyły i utrzymują spółdzielnie! Ursynów jest praktycznie cały spółdzielczy.

Nie zważając na to, że ta ziemia byłaby nic nie warta, gdyby nie inwestycje spółdzielni, i że gmina już sporo od spółdzielni dostała i dostaje, dzielnice szukając pieniędzy masowo próbują pozbawić je ziemi, którą spółdzielnie władają od lat 1950. czy 1970. Jeśli któryś prezes popełnił jakikolwiek błąd, nie podpisał jakiegoś papierka (a prezesi byli bardzo różnej jakości, tak samo jak urzędnicy gminni), to miasto od 30 czy 40 lat staje na głowie, żeby działki odebrać – a wraz z nimi jak rozumiem budynki. Inna opcją jest zmuszenie spółdzielni do obowiązkowego wykupu gruntów, co przy obecnych cenach grozi plajtą spółdzielni, a wtedy mieszkania spółdzielcze własnościowe przejmuje syndyk. Już w przypadku jednej dużej spółdzielni w Warszawie i jednej w Łodzi miasto doprowadziło do plajty spółdzielni, pozbawiając ludzi mieszkań. Mają oni tylko udział w upadłej spółdzielni. Czy to jest właściwe, uczciwe działania miasta? Ile byśmy oszczędzili, gdyby nie było bzdurnych procesów, tylko normalna pokojowa regulacja praw do gruntów, zgodnie z decyzjami i pozwoleniami na budowę oraz użytkowanie? Dlaczego osoby wykupujące mieszkania od miasta nie muszą płacić pierwszej opłaty za użytkowanie wieczyste, a od spółdzielni się tego oczekuje? Dlaczego dzielnice chcą nielegalnie przejąć grunty, które dostały za darmo i przekazały, przez lata pobierając sowite opłaty za użytkowanie, których nigdy nie pielęgnowały, nie inwestowały w nie? Toż to kradzież!!!!

Notabene w sprawie Warszawy dawno już powinna wyjść ustawa o gruntach tzw nieuregulowanych, oddająca je w użytkowanie wieczyste realnych użytkowników, otwierając możliwość wykupu. Oszczędziłoby to kilkunastoletnich procesów i spowodowałoby że za niektóre grunty nieuregulowane gmina wreszcie dostawałaby opłaty.

Magdalena Balcerek
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo iOchota.pl




Reklama
Wróć do