Z Rakowca, przez Pole Mokotowskie, Plac Konstytucji i Marszałkowską , jadąc cały czas ścieżką rowerową dotarłam do Ronda Dmowskiego. Tutaj zaczęły się kłopoty - musiałam pokonać schody przejścia podziemnego bez żadnych ułatwień dla rowerzystów. Kiedy już wydostałam sie na górę, okazało się, że mam do dyspozycji ruchliwą jezdnię Marszałkowskiej lub szeroki chodnik wzdłuż Domów Centrum. Wybrałam to ostatnie prowadząc rower aż do Świętokrzyskiej. I tu miła niespodzianka - po obu stronach ścieżki rowerowe. Świetnie! Co tam zwężona do jednego pasa ruchliwa ulica, co tam ciężkie donice z drzewkami już niszczące nowe trotuary. Nareszcie mogę jechać przyjemnie i bezpiecznie. Ruszyłam więc w jesiennym słoneczku z tą myślą, że równie gładko wrócę do domu. Mijałam kolejne skrzyżowania, ale nigdzie nie zauważyłam ścieżki prowadzącej na Ochotę. Czy to Ochota odwraca się plecami do Śródmieścia, czy może jest odwrotnie? W ten sposób dotarłam do Towarowej, gdzie już naprawdę musiałam skręcic. Do Placu Zawiszy jezdnia lub chodnik, Raszyńska - to samo. A dalej Aleja Żwirki i Wigury - każdy rowerzysta zna ten szlak. Po stronie zachodniej trawniki zryte koleinami; powykrzywiane, wystające lub zapadające się płyty chodnikowe, betonowe kosze na śmieci w charakterze pułapek. Wschodnia strona ulicy wygląda jeszcze gorzej. Miejsce o którym wszyscy zapomnieli. Niezdatne ani dla rowerzystów, ani dla pieszych. A przecież właśnie tamtędy idziemy/jedziemy na spacer na Pole Mokotowskie; także młodzi rodzice z wysiłkiem pchający dziecięce wózki przez zapadliska; tamtędy wędrują studenci między budynkiem akademika a Uniwersytetem Medycznym. Dlaczego do tej pory nie wytyczono ścieżki rowerowej? Dlaczego od tylu lat piesi muszą ryzykować upadek lub kontuzję? Nie znam odpowiedzi na te pytania. Wiem jedno - ktoś musi w końcu tym się zająć! Może to muszę być ja.