W zeszłym, jako rowerzysta roku byłem zadowolony z telefonu do ZOM-u i kiedy nie zadzwoniłem zgłaszając szkła czy nadmiar liści na trasie rowerowej, w różnych częściach miasta, to zgłoszenia były realizowane nawet już na drugi dzień. Niestety w tym roku jakoś skuteczność telefonu służącego jako pogotowie ZOM-u jest bliska zeru. Mimo tego, że zima była łaskawa dla służb, które miały obowiązek odśnieżać nieliczne drogi rowerowe i w niektórych miejscach do dzisiaj są ślady w postaci zalegającego piachu . Teraz po wichurach jest sporo zalegających gałęzi z drzew i o dziwo - w niektórych miejscach - na przykład przed szkołą na Bitwy Warszawskiej (dawnej kolejówce), gałęzie i resztki zalegają tylko na drodze rowerowej (czyżby tylko tam padało?). Zmorą dla rowerzystów jest właśnie takie traktowanie dróg dla nich jak zapasowy śmietnik. Dalej na Prymasa Tysiąclecia często spotyka się szkła i niestety cyklicznie przy bazarku niedzielnym przy Górczewskiej. Od ponad trzech tygodni monitowałem szkła po wypadku na trasie AK, przy przystanku Lasek na Kole - tam dochodzi często do wypadków zaraz przy wjeździe na górę wiaduktu. Szkła oraz części samochodowe, spychane są na pobocze, czyli pod koła rowerzystom. Jednych jeszcze nie sprzątnęli, a już przedwczoraj następne przybyły. Co mi z tego, że po rozmowie z dyżurnym otrzymuję zapewnienie, że przekaże do realizacji, jak jakoś nikt w to miejsce nie dociera. W ten oto sposób, telefon stał się bezużyteczny, gdyż slogan Miłego Dnia nie załatwia sprawy. Urzędnik zajmujący się taką rozmową, gdy nie jest w stanie doprowadzić sprawy do skutecznego finału, staje się śmieszny,a nawet intrygujący. Mowa Miłego Dnia wtedy jest tyle samo warta, co pokazanie palca w wymownym geście.