Wycinka drzew w Zieleńcu Wielkopolski ma dziś drugą odsłonę. Pierwsza miała miejsce na przełomie lutego i grudnia 2013 roku, kiedy to mieszkańcy skrzyknęli się w obronie kilkunastu drzew oznakowanych do wycięcia. Szeroko zakrojona akcja protestacyjna, odnotowana w warszawskich dziennikach spowodowała, że łupem drwali padło tylko kilka. Pozostałe, na życzenie mieszkańców, poddane zostały ocenie specjalistów. Opinia Instytutu Badań Leśnictwa – jak wynika z informacji zaczerpniętych w Wydziale Ochrony Środowiska – podtrzymała wcześniej wydaną diagnozę. Administrator tego terenu, Wydział Ochrony Środowiska, odpowiedzialny za bezpieczeństwo użytkowników parku, przystąpił do realizacji decyzji stołecznego konserwatora zabytków – bez jego zgody nic w parku nie może ulec zmianie -zezwalającej na usunięcie chorych, nie rokujących poprawy kondycji, a potencjalnie niebezpiecznych dla spacerowiczów drzew. Kolejne ich oznakowanie, sygnalizujące wycinkę, spowodowało ponowny sprzeciw okolicznych mieszkańców. W najbliższych dniach ma dojść do pertraktacji z decydentami. Jaki będzie ich wynik, pokaże czas. Ostatnie lata były świadkiem degradacji zieleni w przestrzeni miejskiej. Znakomita ilość drzewostanu uschła na skutek solenia jezdni w okresie zimowym. Solone były również główne aleje w parkach. Niemniej drzewa które dzisiaj nadają się do wycięcia całe dekady pozbawione były profesjonalnej pielęgnacji. Żniwa tych zaniedbań miały ostatnio miejsce w parku Skaryszewskim budząc tym ogromny społeczny sprzeciw. Trudno uwierzyć, że na fali takiej krytyki ochocki WOŚ podjął nieuzasadnioną decyzję o usunięciu tylu drzew. Jednocześnie zrozumiałe jest oburzenie mieszkańców. Każde wycięte drzewo, szczególnie stare, to nie odwracalne spustoszenie parku, którego wiek stanowił o wpisaniu go do rejestru zabytków. Tu dochodzimy do sedna sprawy. Systematyczne, z roku na rok, obcinanie środków finansowych przez miasto dzielnicom na utrzymanie i pielęgnację zieleni, w tym i w parkach, nie wróży nic dobrego. Odtworzenie drzewostanu w tak niesprzyjających w obecnym czasie warunkach, wydaje się być niemożliwe. W przypadku zieleńca Wielkopolski ratunkiem dla jego przyszłego wizerunku może być budżet partycypacyjnym. To siłą społecznego zaangażowania za kwotę 338 tyś. złotych w 2015 r. wysadzonych tu będzie 50 drzew. Dbałość o nie stanowić będzie o ich przetrwaniu. Tym czasem decyzją miasta, te kilkaset tysięcy złotych na nasadzenia, jak zresztą i pozostałe wnioski do realizacji, a będące w gestii WOŚ, będą realizowane z jego budżetu zadaniowego na przyszły rok. Nie ma tam mowy o środkach na ich pielęgnację. Ze smutkiem obserwuję, że jest to nagminny proceder. Sadzimy, my dzielnica, i na tym kończy się nasza rola. Za wszystkim stoi brak pieniędzy i rozsądku decydentów. Winnego trudno szukać w urzędnikach WOŚ bo z próżnego i Salomon nie naleje. Budżet dzielnicy konstruuje jej zarząd, samorząd tylko opiniuje, a o jego wysokości i przeznaczeniu decyduje miasto i Rada Warszawy. Jeśli tak ma wyglądać dbałość o miejską zieleń, to drwale którzy stoją w blokach startowych w parku Wielkopolski,będą mieli nadal byt zapewniony. Anna Zbytniewska