Garażówki to fajna idea. Mieszkańcy mogą na nich sprzedawać niepotrzebne rzeczy i jak wynika z kilkuletniego doświadczenia na Ochocie, cieszą się one coraz większym zainteresowaniem. Od czterech lat są one organizowane społecznie i bez żadnych kosztów przez grono zapaleńców. Nasza redakcja od samego początku włączyła się również w promocję tego typu wydarzeń. Ucieszył mnie fakt, że obok Fundacji Eva ktoś jeszcze podjął się tego zadania i dzięki temu Garażówka na Zieleniaku jeszcze bardziej się umocni i stanie się niedzielną tradycją. Kiedy otrzymaliśmy materiał zapowiadający to wydarzenie od znanej agencji piarowskiej, która nie zwykła robić takich działań za darmo, zapaliła się czerwona lampka. Okazało się, że w ramach miejskiego Budżetu Obywatelskiego został przegłosowany projekt zorganizowania pięciu garażówek na terenie Warszawy. Jedną z lokalizacji stał się Zieleniak. I bardzo fajnie. Jednak kwota, jaką postanowiono na to wydać jest dla mnie i wielu ludzi od lat organizujących takie wydarzenia astronomiczna. Mówimy kwocie 45 500 zł (słownie czterdzieści pięć tysięcy pięćset złotych). Postanowiłem obejrzeć kosztorys. Ma się on tak: Promocja wydarzeń - 18 000 zł Służby porządkowe - 5 000 zł Sprzątanie po imprezach oraz wywóz śmieci - 3 000 zł Toalety przenośne - 2 500 zł Koordynacja i organizacja wydarzeń 7 000 zl Ubezpieczenie NNW wydarzeń 3 000 zł Asystent osoby niepełnosprawnej 1 000 zl Tłumacz języka migowego 6 000 zł Wychodzi, że na garażówkę w minioną niedzielę wydano 9100 zł. Pokazałem ten kosztorys ludziom, którzy od lat organizują takie wydarzenia za darmo. Było im tak po prostu głupio i nikt nie chciał skomentować tego. Panie Grzegorzu! Co mamy panu powiedzieć? - usłyszałem. Chciałem również poprosić o komentarz organizatorów, ale też właściwie, o czym tu mówić? Czy jest potrzebny na takiej imprezie asystent dla osoby niepełnosprawnej, czy tłumacz języka migowego? Czy muszą zarabiać taką kasę? Czy potrzebne są toalety skoro są na miejscu? Czy naprawdę potrzebne są służby porządkowe? Pytania można mnożyć. Postanowiłem nie pytać. Pewnie usłyszałbym potok wyjaśnień a na końcu dowiedziałbym się, że nie lubię niepełnosprawnych. Na koniec wspomnę o samej imprezie. Mimo niezłej pogody zgromadziła ona niewielką liczbę sprzedających i kupujących. Nic dziwnego, ponieważ nie zauważyłem żadnej promocji zarówno tej PR, jak i płatnych ogłoszeń. Efekt widać na zdjęciach. A przecież wystarczyło porozumieć się z ludźmi, którzy robią to od lat. No, ale wtedy nie byłoby kosztów lub byłyby minimalne a obywatelskość musi przecież kosztować. Czytaj również: Zobacz także: Włodarzewska - rowerem po Mercedesa Zobacz także: Barska 32 - nowy adres Liceum im. Dembowskiego Zobacz także: Pierwsza rocznica likwidacji Bazaru Banacha