- Na komendzie mamy 33 adresy, pod które zaglądają dzielnicowi i sprawdzają czy ludzie przestrzegają kwarantanny. Ta liczba wzrosła po zamknięciu granic, kiedy każdy przyjezdny dostaje nakaz odbycia dwutygodniowego aresztu domowego. Z tego, co wiem wszyscy się do tego skrupulatnie stosują - powiedział mi znajomy policjant z Opaczewskiej Za to inny funkcjonariusz z Wilanowa opowiada o przypadku, kiedy jeden facet wyszedł z domu mimo kwarantanny z dzieckiem na zakupy do Żabki. Wszystko szło dobrze do póki dziewczynka nie zaczął się chwalić na cały sklep, że wróciła z rodzicami z Niemiec i właśnie mają kwarantannę. Obsługa sklepu zadzwoniła po patrol i gość ma teraz przechlapane. Dzisiaj podano, że Polacy stosują się do nakazu pozostania na kwarantannie w sposób wzorowy. Ponoć 99% i tylko sporadyczne zdarzają się przypadki nieodpowiedzialnego zachowania. Mitem jest również to, że wzrasta ilość interwencji domowych. - Liczba jest stała. Jeździmy praktycznie od lat pod te same adresy i nawet wirus nie jest w stanie tego zmienić. Meliny i niebieskie karty to ochocka rzeczywistość - mówi mi człowiek z Opaczewskiej. Też apel policjantów do złodziei, aby powstrzymali się chwilowo od pracy nie poskutkował. Przestępstw jest tyle samo nawet zaczyna się jakaś plaga włamań do samochodów. To w ostatnich latach zamierające zdarzenia w warszawskich komisariatach. A jednak w ostatnich czasach jest tego sporo. Nikt nie jest w stanie powiązać tego zjawiska z, koronawirusem, ponieważ najprawdopodobniej go nie ma.