Niestety, na razie różyczki są mizerne, a trawniki pozostają takimi tylko z nazwy. Czekają, aż ekipy sprzątające i opiekujące się zielenią miejską ruszą do boju, bo przecież dzisiaj żaden dozorca nawet palcem nie ruszy, by pomóc zieleni. Co więcej, nie pozbiera też śmieci rzucanych przez flejtuchów na chodnik, nie mówiąc już o petach. I w tej dziedzinie panuje obecnie ścisła specjalizacja. A propos petów, czyli resztek po papierosach: jeśli słyszę, że moi sąsiedzi schodzą z góry, to wiem, że na schodach będzie się poniewierało kilka niedopalonych papierosów, jeśli na podwórku, na murku siedzi stadko nastolatek, wiem, że w trawie pod moim oknem będzie biało, jeśli przy wejściu do budynku Salzburg Center od strony Tarczyńskiej stoi gromadka pracujących tam ludzi, z całą pewnością przykrywa do kanałku będzie biała od petów. Nikt tych ludzi, przecież dorosłych i mających o sobie spore mniemanie, nie nauczył, co robić z końcówkami papierosów. Panowie sprzątający podwórko przy ul. Grójeckiej 5 twierdzą, że choć pod wejściem stoją popielniczki, to petami usłane jest pół podwórka. Czyli mam rację, że pewnych ludzi nic nie jest w stanie nauczyć. Ale nie trzeba za wiele narzekać, bo przecież słońce umila nam życie, zapach kawy z kawiarni „Parę osób” spływa do bramy domu przy Tarczyńskiej 12 i już nie czuje się tak fetoru publicznego pisuaru, w który bramę zamienili sobie przechodnie. Po drugiej stronie ulicy są barwne kawiarenki „Obroty rzeczy”, „Sztuka umiaru” i „Oho”, często rozbawione i rozśpiewane, atakujące przechodniów orgią zapachów i barwnymi ubiorami młodzieży, czyniące z Tarczyńskiej jakiś romantyczny zaułek. Gdyby tak jeszcze doprowadzić do porządku chodnik, gdyby zamknąć ulicę dla przejeżdżających samochodów, gdyby postawić kilka koszy na śmieci oraz kilka ławeczek... Tarczyńska w zieleni drzew, w kolorach kwiatów, w czystości jak okiem sięgnąć, może być najpiękniejszą ulicą Starej Ochoty. Czego życzę roześmianym na wiosnę mieszkańcom i sobie. Małgorzata Leczycka