Stanowczo zaprotestowała w imieniu swoim i sąsiadów przeciwko powrotowi ławek na skwerek. Z przejęciem opowiedziała mi o tym, co dzieje się w tym rejonie nocami. O hałasach dobiegających z pobliskiej knajpki, o libacjach na skwerku, o kłopotach z dzikimi lokatorami nocującymi w najbliższym budynku oraz o nie skutecznych interwencjach naszych służb odpowiedzialnych za porządek usuwających nieproszonych gości, którzy po chwili znów wracają. Wiem z rozmów z mieszkańcami, że wielu z nich nie chce ławek i kłopotów z nimi związanych. Niestety dzisiaj zapewnienie spokoju na osiedlach zeszło na dalszy plan. Patrole policji i straży miejskiej jeżdżąc samochodami nie wiedzą, co się dzieje wewnątrz osiedli. Patrole piesze najczęściej spotkać można w centrum miasta na większych ulicach. Ostatnio przejeżdżałem przez plac Zbawiciela i widziałem na nim trzy patrole. Chyba pilnowały sławnej tęczy. Zmienia się nasze miasto, gdzie nie spojrzymy tam coś się buduje. To dobrze. Szkoda tylko, że tak często słyszymy, że coś się opóźniło, coś się zapadło lub zalało. Ktoś mi powiedział, że tam gdzie drwa się rąbie tam wióry lecą. Pewnie miał racje tylko, dla czego tych „wiórów” tak dużo przecież każdy taki „wiór” to stracone nasze pieniądze. W jednym miejscu prowadzi się wielką inwestycję, o której głośno w mediach a w innym straszy zaniedbane podwórko, na którym nic się od kilkudziesięciu lat nie zmieniło na lepsze. Nikt nie widzi problemu w braku koszy na śmieci, dziurawych chodnikach czy braku poczucia bezpieczeństwa. Nikt poza mieszkańcami, bo zamiast myśleć o klombach z kwiatami czy fontannach, między innymi na takie właśnie cele próbują uzyskać fundusze z budżetu partycypacyjnego. Ktoś może powie, że to nie ważne, że najważniejsze jest to, że miasto się rozwija, że „idzie do przodu”. Cóż może i tak. Tylko kiedyś nikt w tym mieście nie „bał” się ławek.