Miasto i urzędnicy miejscy prześcigają się w pozytywnym pijarze względem rowerzystów. Większość ludzi, po tak skutecznej kampanii uwierzyło, że mamy lepiej niż w Holandii i innych wiodących państwach, krzewiących kulturę ekologicznego transportu. W różnych instytucjach zajmujących się budownictwem drogowym powstały sekcje rowerowe, które prześcigają się w projektach nowych ścieżek dla rowerzystów. Co jakiś czas organizują konsultacje społeczne, na które przychodzą w większości osoby dobrze znające się na inżynierii i przepisach. W atmosferze wielkiego poświęcenia i wyczynu niemalże wieszczącego rewolucje rowerową, wychodzą jakieś dziwne kręte i zawiłe pasy objeżdżające pół dzielnicy w kółko, aby dotrzeć do celu, nadkładając drogi. Właśnie o to wszystkim chodzi, tym co projektują – liczą się kilometry projektu i kilometry dodane do ich CV. Na takich konsultacjach wpatrują się w pięknie wyrysowaną mapę i tylko martwią się, jaki będzie uskok na skrajni. To, że później narobi się nagle jak na ulicy Łukowskiej, gdzie na jednym kilometrze było 38 przejść dla pieszych, to drobny szczegół – grunt, że można zaliczyć w statystykach następny kilometr. Z tej propagandy sukcesu narobiło się tak, że nawet część działaczy Warszawskiej Masy Krytycznej zauroczona została ludźmi od pełnomocnika rowerowego przy ZDM i wierzą w każdą obietnicę. Ja niestety jednak widać jestem niereformowalny i nie wierzyłem w zapewnienia rządu Platformy że „będzie się żyło lepiej Wszystkim” (i nie żyłem tak jak było obiecane) i teraz też nie wierzę w znaczną poprawę komunikacyjną dla rowerzystów. Panowie Ci zajęli się tym co teraz jest na topie czyli robieniem dużo szumu przy małych inwestycjach lub mało istotnych dla transportu (więcej dla rekreacji)i przemilczaniu tych co wiszą od lat. Zapominają o tych co już zostały spartaczone, z niebezpiecznymi ostrymi zakrętami, z małą widocznością i namalowanymi śliskimi pasami na zakrętach, gdzie po deszczu ładnie się „ląduje”. W dzisiejszym artykule przedstawiam fragment mojej „drogi krzyżowej do pracy. Po „przyjemności” dźwigania mojego wiecznie przeciążonego roweru przez tunel Ronda Zesłańców wyjeżdżam prosto na tunel pod torami kolejowymi. Tam niestety wiecznie są szkła po klientach okolicznych dworców i ostatnio od kilku tygodni wszechogarniająca ciemność. Co trzecia a nawet i co czwarta żarówka się świeci i panują tam ciemności. Już kiedyś (ze dwa lata temu) pisałem do pełnomocnika, żeby coś zaradził, gdyż nawet jak każda żarówka się świeci i jedzie się z kierunku Woli w słoneczny dzień, to wjeżdżając do tunelu przez pierwsze metry praktycznie nic się nie widzi. Obiecane było jakieś doświetlenie tych pierwszych metrów ,ale to tylko były obiecanki…….. . Stwarza to niebezpieczne sytuacje z pieszymi, ale też z rowerzystami, którzy są nad wyraz wyedukowani przez nasz wspaniały system i nie wiedzą, że mają obowiązek włączania świateł w tunelu.