Jako, że wszyscy musimy teraz odczuć skutki albo wojny albo nieudolnych panujących nam rządów jak mawiają specjaliści od naszego poziomu życia, więc i na naszym Zieleniaku musi być trochę drożej. Dla jednych trochę a dla drugich aż za drogo - to zależy, w którym miejscu jesteśmy uplasowani w hierarchii wartości naszych możliwości oszacowanych przez kolejnych specjalistów. I tak na niektórych innych Zieleniakach bywają inne ceny a na naszym inne. No, ale nasz jest nowiutki, więc i komfort dla sprzedających inny i dla kupujących inny, więc zarządca ma prawo trochę więcej też zdzierać z kupców. A to jak zwykle odbija się na klientach. Nie jest to też reguła choćby Mołdawska i jej ceny. Zajmijmy się raczej naszym Zieleniakiem. Pomimo rosnących cen i nakładów na funkcjonowanie to niestety zaczyna się też i powolna degradacja. Tutaj wspomnę o słynnych wiaderkach (na prąd), które znowu popękały i nie ma, komu je wymienić. "Chomąta" -stoiska do handlu pod chmurką, pomimo ocynku już powoli ulegają degradacji. Szlaban, pomimo, że trochę skrócony to jeszcze teraz obwisł. Zainwestowano w ławki i cud -jeszcze nikt ich nie ukradł pomimo fatalnego mocowania do podłoża. Zainwestowano również w pokaźne klomby przed budynkiem głównym, ale teraz, gdy to porosło, co nasadzono to jadąc Grójecka widać tylko busz jakiejś poplątanej roślinności i betonową ścianę. Gdy z bliska się przyjrzeć nie jest najgorzej, ale dziwne jest to, że praktycznie wszędzie można napotkać na ślady naszej konsumpcyjnej cywilizacji. Objawia się to w ilości pustych torebek po słodyczach, batonach, piersiówkach, kubkach po kawie itp. Najwięcej przy dwóch pierwszych klombach zaczynając od Hali Banacha. Czyżby tego miejsca nikt nie miał w obowiązkach sprzątać?

Zapraszamy na wydarzenia:

Czytaj również: