Trzydzieści wniosków zrealizuje w tym roku dzielnica Ochota z tzw. budżetu partycypacyjnego. Zostały wybrane w głosowaniu, w którym wzięło udział ponad 8 tys. mieszkańców. Ponad 1/3 wszystkich realizacji dotyczy większych lub mniejszych projektów infrastrukturalnych na terenach parków i skwerów. O ile po zeszłorocznej procedurze wyłaniania projektów do realizacji Ratusz dokonał oceny popełnionych błędów, to obecnie mamy do czynienia z pierwsza próbą realizacji samych wniosków. Już pierwszy miesiąc pokazał, że nie będzie łatwo. Problem jaki się pojawił to ten, że praktycznie w okresie od lipca do końca roku urzędnicy oprócz drobnych prac przygotowawczych nie mogą pracować nad realizacją konkretnego wniosku, ponieważ nie posiadają na tego rodzaju działania środków, które formalnie pojawią się w budżecie dopiero w nowym roku. Wielu fachowców od finansów publicznych twierdzi, że tego problemu nie da się przeskoczyć na poziomie miasta i jest to sprawa, którą powinna uregulować ustawa. Innym problemem jest dość nonszalanckie i amatorskie podejście do wyceny kosztów realizacji projektu. Jest to zrozumiałe w odniesieniu do wnioskodawców, którzy nie są profesjonalistami. Jednak przy realizacji konkretnych wniosków ewidentnie widać, że weryfikacja ich ze strony urzędników w wielu miejscach zawiodła. - Jest to jakiś problem, ale nie należy go wyolbrzymiać. – stwierdził w rozmowie ze mną burmistrz Grzegorz Wysocki. – Oczywiście tam, gdzie projekt jest przeszacowany, to nie ma żadnego problemu. Natomiast w przypadku zbyt małych środków na jego realizację odbywają się rozmowy z wnioskodawcami w celu zastosowania innych rozwiązań. Jeśli urzędnicy i wnioskodawcy nie wypracują jakiegoś wspólnego pomysłu, to najprawdopodobniej- dodał- zwiększone zostaną na ten projekt ,wcześniej planowane środki . Co prawda dopiero rozpoczęły się procedury zapytań o cenę i przetargi, ale już widać, że w kilku przypadkach trzeba będzie zmierzyć się z tym problemem. Również widać, że mankamentem jest przekonanie, że najistotniejszym aspektem w realizacji całego zadania jest narzucony czas. - To przypomina pracę, w której nie ważne jest, co robimy i jak, ale czy zdążymy. Dobrym przykładem są tutaj siłownie plenerowe, które w całym mieście powstawały niemalże na akord. Dzisiaj stoją, a ich użytkownicy brną po kostki w błocie podczas słotnych dni. Ale jest sukces. Zdążyliśmy – żali się w rozmowie ze mną urzędnik proszący o zachowanie anonimowości. Ewidentnie zabrakło analizy, czy dany wniosek jest do zrealizowania w ciągu jednego roku. Może na przyszłość warto się zastanowić nad czasem realizacji wniosków, które ewidentnie nie mieszczą się w ramie czasowej nakreślonej przez autorów pomysłu budżetu partycypacyjnego w naszym mieście. Kolejnym problemem jaki się pojawia jest fakt braku zgody na realizacje wniosków ze strony służb nadzoru działających autonomicznie. Można by wymienić kilka takich instytucji, które z jednej strony nie są skłonne w trybie miesięcznym zweryfikować wniosku, a z drugiej strony mają decydujące zdanie na temat możliwości jego realizacji. Na Ochocie przykładem jest chociażby Stołeczny Konserwator Zabytków. Swoimi opiniami w trakcie realizacji zamierzeń w Parku Wielkopolskim praktycznie uniemożliwia wykonanie jednego projektu, a w co najmniej dwóch przypadkach powoduje wydłużenie czasu realizacji, co skutkuje wydatnym zwiększeniem kosztów. Dotyczy to organizacji wybiegu dla psów, budowy fontanny i oświetlenia stołów pingpongowych. - Nie może być tak, że Konserwator z jednej strony nie jest w stanie zweryfikować wniosku mieszkańców w trakcie procedury przyjmowania go do poddania pod głosowanie, a potem jak mieszkańcy go przegłosują, to wydaje wytyczne, w których okazuje się, że na coś się nie zgadza. – mówi Anna Zbytniewska, radna OWS ze Starej Ochoty. Konserwator w tej kwestii musi dostosować się do procedury opiniowania wniosku; zresztą tak, jak inne służby, np. PINB czy Straż Pożarna – dodaje. Park ma pecha do rzeczników swoich spraw. Aktywiści miejscy mają bardzo prosty obraz widzenia świata: Projekty muszą być zrealizowane, przestrzeń do rozmowy była na etapie weryfikacji. Jako autorka projektu specjalnie składałam go w pierwszych dniach, bo zostało jasno powiedziane, że urząd będzie je na bieżąco weryfikował i w razie czego prosił o poprawienie. Takiej prośby w odniesieniu do projektu Nasadzenia i drobne remonty w Parku Wielkopolskim nie było. Urząd uznał, że sam projekt jak i kosztorys są ok. – grzmi na Facebooku Maryjka Środoń jedna z aktywistek. Pani Środoń oczywiście nie wnosi jakiś postulatów na przyszłość, ani nie zamierza realnie pochylić się nad problemem. Ma być zrobione i już. Wszak pojęcie aktywizmu jest zwolnione z takich działań jak dialog czy szukanie kompromisowych rozwiązań. - Takie myślenie w kategoriach wszystko albo nic w przeszłości doprowadziło do utraty dotacji 7 mln złotych, jakie dzielnica otrzymała z gminnego funduszu ochrony środowiska na rewitalizację Parku Wielkopolski. Kosztowny projekt wyrzucony w błoto, a rewitalizację wystrzelona w powietrze .– komentuje obecne zawirowania dot. parku Anna Zbytniewska. – Oczekuje od zarządu dzielnicy działań idących w kierunku przekonania Konserwatora do szukania kompromisu pomiędzy tym, co konieczne w dziedzinie ochrony parku a tym, co niezbędne do realizacji postulatów mieszkańców. Ma również nadzieje, że w tej i innych kwestiach władze dzielnicy będą zachowywać się racjonalnie, czyli nie działać pod presja czasu i pohukiwań aktywistów i Gazety Stołecznej. Wniosek ma być zrealizowany w dobrze pojętym interesie wnioskodawców i parku. Pewnie tak będzie, jak mówi radna. Ale problem weryfikacji wniosków musi być rozwiązany już w tym roku, aby wykluczyć w przyszłości maksymalnie dużo problemów w realizowaniu projektów zgłaszanych przez mieszkańców.