Wieżowiec w Alejach Jerozolimskich 123 a, przy Placu Zawiszy, zaprojektowany i wzniesiony przez tureckiego biznesmena Vahapa był jego pierwszą inwestycją w Warszawie. Budowa 31 kondygnacyjnego biurowca ( 1996 r.-1999 r.), zwanego dawniej Reform Plaza, budziła wówczas wiele kontrowersji. Warszawiacy ze względu na jego stylistykę zewnętrzną nazwali go toi-toiem (od producenta przenośnych toalet). Mieszkańcy okolicznych budynków, m.in. Aleje Jerozolimskie 121 i 123 pozbawieni zostali, na czas budowy, dojścia do swoich klatek schodowych usytuowanych na zapleczu budynków. Rozebrane zostały też schody prowadzące na galerię od strony ul. Nowogrodzkiej. Zielony, zagospodarowany teren służący do rekreacji dzieciom i mieszkańcom, wraz z drogą dojazdową do budynku, szerokim gestem ówczesnych władz dzielnicy, oddany został w wieczystą dzierżawę biznesmenowi. Ten wybudował pod nim podziemny garaż. W poziomie zero, zgodnie z obietnicą odtworzył schody, będące teraz w kompletnej ruinie i teren zielony. Mieszkańcom Dzielnica pozostawiono jedynie wąski pasek gminnego chodnika pod samym budynkiem. W 2003 roku Vahap Toy został wydalony z Polski, a jego spółka zbankrutowała – wówczas wieżowiec przeszedł w ręce obecnego właściciela. Nazwa Millennium Plaza wzięła się od obecnego właściciela budynku – banku Millennium. Tymczasem to co miało rekompensować mieszkańcom utraconą przestrzeń z roku na rok traciło na atrakcyjności. Najpierw zniknęła jedna fontanna pozostawiając za sobą wylniały trawnik, który udaje klomb, a potem utraciła rację bytu druga, nazywana przez mieszkańców ścianą płaczu z uwagi na jej kształt. Ta właśnie fontanna jest teraz siedliskiem śmieci i stęchłej wody zalegającej po opadach deszczu oraz przedmiotem mojej interwencji na prośbę zniesmaczonych tym widokiem okolicznych mieszkańców. Moja rozmowa z Andrzejem Wiskąd , administratorem budynku, potwierdziła jedynie, że teren, który wymaga natychmiastowej interwencji służb porządkowych i ogrodniczych jest terenem przynależnym do obecnego właściciela biurowca i to na nim spoczywa obowiązek dbania o jego kondycję. Natomiast fontanny zostały zlikwidowane na prośbę mieszkańców ( nie uzyskałam takiego potwierdzenia ), którym przeszkadzał szum wody i gromadzący się opodal fontann niewybredny element. „Ścianie płaczu” można by – zdaniem administratora – przywrócić utraconą funkcję ale tylko na wyraźny wniosek mieszkańców, którzy w jednej drugiej musieliby pokryć koszty jej remontu. Jest to nie bagatelna kwota około 5 tysięcy złotych, bo tyle kosztuje w przybliżeniu ,wymontowany z niej, a niezbędny do jej uruchomienia mechanizm. Dlatego kwestię fontanny pozostawiam otwartą. Natomiast dbałość o czystość otoczenia należy egzekwować bo administrator obiecał rzucić na ten teren służby porządkowe. Zieleń wymaga jednak odrębnych uzgodnień i mam nadzieję do nich doprowadzić . Z jakim skutkiem? Trudno to dzisiaj ocenić bo administrator budynku mimo deklaracji oceny sytuacji i komunikowania się ze mną, nie odbiera , jak na razie, telefonu. Anna Zbytniewska