Odszedł jeden z ostatnich uczestników bitwy pod Pęcicami. Pan porucznik Czesław Łukasik miał 94 lata. Był członkiem Środowiska Żołnierzy IV obwodu Armii Krajowej. Do końca spotykał się z młodzieżą i działał na rzecz środowiska. Pan Czesław był niezwykle pogodnym człowiekiem. Dzięki niemu moja świadomość tego do działo się w Pęcicach miała bardzo konkretny i namacalny kształt. Żegnaj żołnierzu! Mój drogi nauczycielu. [middle1] Jak został żołnierzem? Na Barskiej widziałem chłopaków z opaskami, wśród nich był kolega z mojego domu. Spytałem: »Bolek«, co tu się dzieje?”. Odpowiedział: „Powstanie wybuchnie za chwilę. Krzyknąłem, że ja też idę do Powstania! I tak stałem się żołnierzem, złożyłem przysięgę. Nie pamiętam, jak brzmiała, ale składałem przysięgę na służbę narodowi polskiemu. Zostałem tam, ale bez broni, bez niczego. Później [1 sierpnia około osiemnastej] otrzymaliśmy zawiadomienie, żeby wycofać się z Barskiej, znaleźliśmy się, więc się na ulicy Słupeckiej. Chłopcy przynieśli pudełka z granatami, „sidolówkami”. Dostałem dwa takie granaty, wytłumaczono mi, jak się nimi posługiwać. Tak zostałem wcielony do plutonu 406. Jak uratował się w Pęcicach? ... Może upłynęła godzina, półtorej, kiedy Niemcy wyszli z psami i z karabinami. Wyłuskiwali nas wszystkich po kolei. Przyprowadzili nas do parku w Pęcicach i tam postawili nas pod ścianą. Spędzili również wszystkich ludzi z okolicznej wioski. Stałem koło gospodarza z tej wioski, sołtysa. Napisałem mu adres na pudełku od papierosów, by zawiadomił moich rodziców. Staliśmy wszyscy razem jakiś czas, później jednak Niemcy oddzielili nas od mieszkańców wsi – ich popędzili dalej do jakichś obór. Trzymali nas pod tym budynkiem do czternastej, później wpędzili do piwnicy pałacu w Pęcicach. Stamtąd po jakiejś pół godzinie, przychodzili i po dziesięciu wybierali. Nie było szansy ucieczki. Tak się złożyło, że ja zaryzykowałem i miałem wiele szczęścia. Był tam w piwnicy piec od chleba, zapytałem, czy ktoś próbował wejść do tego pieca, by spróbować się ratować. „A bo to warto?”– odpowiedzieli. Ja natomiast oznajmiłem – „Spróbuję, może mi się uda”. I wszedłem do pieca, słyszałem jak Niemcy zabierali moich kolegów. Ludzie się modlili. Nie widziałem rozstrzeliwań, ale słyszałem strzały. ...............................Spróbowałem się wydostać na zewnątrz. I co dziwne, nie wiem, chyba Opatrzność musiała nade mną czuwać, chodziłem w piwnicy, koło śpiących Niemców przy radiostacji, a nie budzili się. Myślałem, że może okienkiem wydostanę się z piwnicy, ale to okazało się niemożliwe – okno było zakratowane. Wróciłem. Zauważyłem, że znajduje się tam wejście, z ziemi na taki wyższy parter i do piwnicy. Czekałem, aż Niemiec zmieni się na górze, żebym mógł się wydostać. A deszcz wtedy padał solidnie. Jak drugi przyszedł go zmienić, to ja pomalutku się wydostałem. Przeszedłem koło czołgu, dostałem się do pobliskiej wioski.