Kilka miesięcy temu przesłałem Panu list z krytycznymi uwagami (zresztą zamieszczony potem na łamach „Informatora”) dotyczącymi m.in. problemów parkowania i „słupkowania” na terenie Starej Ochoty, a związanych z dość niefrasobliwą i autorytatywną działalnością Zarządu Dróg Miejskich. Reakcji „wywołanych do tablicy” nie było żadnej… Pod koniec ubiegłego roku złożyliśmy więc (przedstawiciele kilku lokalnych społeczności) pisemne i poparte materiałem fotograficznym opracowanie sygnalizujące istniejące problemy na ręce Pani Burmistrz Dzielnicy Ochota, która podczas naszej wizyty odniosła się do problematyki ze zrozumieniem i zgodnie z naszą obywatelską prośbą obiecała przekazanie opracowania do ZDM oraz zorganizowanie spotkania mieszkańców z przedstawicielami ZDM, Straży Miejskiej oraz Gminy. Minęło kilka miesięcy i o obiecanym spotkaniu cisza… A ZDM nie zasypuje gruszek w popiele i z naszych podatków kontynuuje działalność - od przedstawienia której nie mogę się powstrzymać - budzącą co najmniej zdziwienie: 1. Na wąskich uliczkach (najczęściej jednokierunkowych) Starej Ochoty pojawiły się „progi” – ograniczniki prędkości. W sytuacji, gdy nie są to ulice przelotowe (a ponadto wąskie, a więc z natury rzeczy ograniczające prędkość), a ruch samochodów na nich to w dużej mierze lokalni mieszkańcy krążący powoli w kółko i szukający miejsca na zaparkowanie! Że nie wspomnę o zwiększeniu – w związku z pojawiającymi się „progami” - zanieczyszczenia środowiska, gdyż pokonując przeszkodę kierowcy redukują biegi i jadą przede wszystkim na niskich przełożeniach, czemu towarzyszy (o czym chyba każdy maturzysta) większa emisja CO oraz części stałych (z silników Diesli). Współczuję więc tej „inhalacji” zafundowanej przez ZDM mieszkańcom niskich kondygnacji w domach w pobliżu „progów”… 2. Chyba w ramach poprawy statystyk ścieżek rowerowych obserwujemy kolejne curiosum : na szeregu wąskich jednokierunkowych uliczek Starej Ochoty (m.in. Mianowskiego, Barska, Mianowskiego, Sękocińska...) pojawiły się czerwone oznakowania jezdni oraz odpowiednie znaki drogowe wskazujące na możliwość jazdy rowerem „pod prąd” tych uliczek. Załączam kilka fotek jako przestrogę dla potencjalnych rowerzystów – samobójców: zaprasza się ich do jazdy po jezdni o szerokości niewiele większej niż szerokość przeciętnego samochodu (a swoją drogą, co mówią – jeśli istnieją - przepisy odnośnie pierwszeństwa przy frontalnym spotkaniu obydwu użytkowników, bo na „mijankę” raczej nie ma miejsca!)… Idea jazdy rowerzystów „pod prąd” zyskuje ostatnio dużą popularność (choć słyszałem, że przykładowo w Niemczech się od tego odchodzi, gdyż statystyki wypadków wykazały, że rowerzysta nie ma żadnych szans przy frontalnej kolizji…) i może ma jakiś sens – ale przy odpowiedniej szerokości ulic. A z pewnością nie na w/w uliczkach Starej Ochoty, gdzie czasem z trudnością mieszczą się przejeżdżające pojazdy (z uwagi na parkujące z boku samochody). Tak więc poprawimy statystyki kilometrażu traktów rowerowych Starej Ochoty tylko liczba rowerzystów z nich korzystających może ulec „naturalnej” redukcji… Łączę ukłony, Andrzej Huczko (prof. UW)