Jestem rowerzystą i martwi mnie negatywny odbiór społeczny na temat cyklistów. Nie jest on jednak bezzasadny. Nie jest mi to obojętne i w swoich artykułach zwracam uwagę na poziom kultury i przestrzegania prawa w przestrzeni publicznej. Jednak to tylko mała kropla wody, która drąży skałę. Ministerstwo Infrastruktury powołując się na dane statystyczne, uznaje rowerzystów za „plagę” i przyczynę wielu wypadków. Starym sposobem, rodem z Barei -„jak się awanturują klienci, to nakazać im nosić krawaty” - wymyślono powrót do kart rowerowych. Nie byłby to zły pomysł, gdyby przed laty nie zaniechano nauczania w szkołach podstawowych zachowań komunikacyjnych i poszanowania innych uczestników ruchu drogowego i pieszego. Teraz, po latach beztroski, ktoś chce nadrobić zaległości, sięgając do kieszeni obywateli. Jestem pewien, że koszt wydania karty rowerowej poniesie użytkownik roweru. Uważam też, że karta rowerowa jest tylko fikcją i zasłoną dymną dla urzędników, którzy wymyślają sobie niby potrzebne zajęcie. Sam fakt posiadania karty rowerowej nie poprawi kultury jazdy rowerem, tak jak posiadanie prawa jazdy, nie jest gwarancją przestrzegania przepisów przez kierowców pojazdów.