Od wielu lat poruszam się po Warszawie i czasami po okolicach w większości tylko rowerem. Jako działacz Warszawskiej Masy Krytycznej jestem często obwiniany przez pieszych i kierowców, za winy swych współbraci i siostry używających rowerów. Często rozmówcy generalizują i spłaszczają temat kultury i znajomości przepisów przez rowerzystów. Często też muszę przyznać im rację ,gdyż wśród rowerzystów jest tak samo jak w całym społeczeństwie-takie same patologie i brak szacunku dla innych. Wraz z wyższym wykształceniem w społeczeństwie spadła kultura społeczna i wrażliwość. W edukacji postawiono na testy i punkty i zapomniano o szacunku do drugiego człowieka . Symbolem takiej edukacji może być kosz na śmieci na głowie nauczyciela(było takie zdarzenie dość głośno komentowane). Teraz takie powierzchowne nauczanie procentuje np. –„czym mogę służyć” –pięknie brzmi , ale u niektórych głęboko w głowie dalej siedzi –„czego?” Załatwiając jakąś sprawę w urzędzie zawsze mamy na pożegnanie słowa „Miłego dnia „ ale nie zawsze to samo znaczą. Działacze społeczni chcąc zaistnieć walczą w wojnie podjazdowej z przeciwnościami procedur i przepisów zasłaniających urzędników i czasami wygrywają ,ale nigdy do końca . Wywalczają mało istotne a czasami szkodliwe wizerunkowo byty rowerowe. Na tyle otrzymują polityczne przyzwolenie. Przykładem może być Barska, Mochnackiego i w tym artykule opisana ulica Korotyńskiego. Biję się w piersi ponieważ w pierwszej części inwestycji brałem udział. Teraz po wykonaniu jej w sposób nie akceptowany przeze mnie, nie poprawiła wiele w ruchu rowerowym. uznałem ją mało istotną a wręcz szkodliwą dla komfortu jazdy . Kawałkami trzeba jeździć na zasadach ogólnych więc wprawiony rowerzysta i tak bez takich kosztów i tak dałby radę pojechać bez pasów. Dla ludzi którzy czują strach i siłę perswazji lobby samochodowemu (które rowerzystów najchętniej wysłało by do lasu jeździć) też niepotrzebne takie pasy poszarpane. Boją się jeździć po ulicy i tak dalej jeżdżą po nierównym chodniku. Teraz , parę dni temu doszła druga strona Korotyńskiego od ulicy Urbanistów do Grójeckiej (bez przejazdu przez nią), gdzie jest aż 15 przejść dla pieszych i dwa przejazdy. Niektóre pasy w krzakach(słaba widoczność), część bez dojścia do nich – chyba że depcząc resztkę trawnika. Na dwumetrowej drodze ze słabą widocznością i wieczorem na pewno będzie „się działo” Na pewno rowerzyści znajdą tam swoich „dozgonnych przyjaciół ” pieszych , a i sami wpadną na siebie w „objęcia „. Jadąc z kierunku Urbanistów na Mołdawską nieuchronne jest przebycie ulicy Grójecka gdzie zbiega się jeszcze jeden twór rowerowo –podobny. Znając kulturę i znajomość przepisów przewiduję tam wiele stłuczek. Pewnie i piesi ucierpią ,ale pewnie o to chodziło projektantowi. Teraz taka moda aby skłócić środowiska żeby było ciekawiej i znaleźć słabszego do wytykania palcami. Polityka taka powoli przynosi skutki –kierowcy się skarżą ,piesi już też . Piesi są spychani na przejściach dla nich i czasami potrącani przez wygodnickich rowerzystów ,którzy nie myślą zsiadać z siodełek na pasach. (Banacha, Dickensa, Korotyńskiego). To był omawiany kierunek Mołdawska, w drugą stronę jest jeszcze gorzej –żeby było zgodnie z prawem to trzeba się teleportować i przeskakiwać na drugą stronę ulicy . Podsumowując tą inwestycję muszę uznać ją za szkodliwą społecznie(będzie rodziła konflikty i dylemat dla bardziej zaawansowanych ) i nie wnosząca nic dla bezpieczeństwa bez przejazdu przez Grójecką i ciągłości na dalszych odcinkach .