22 września po raz kolejny obchodzono tak zwany „Dzień bez samochodu” Szczytna i pożyteczna inicjatywa ,ale jak zwykle w naszym społeczeństwie odbył się ten dzień podobnie tak jak za dawnych lat -„Pomożecie? -pomożemy” i każdy robił swoje. Inicjatywę tą uznaję za przejaw przerostu formy nad treścią. Jesteśmy narodem przyzwyczajonym do głoszenia jedynie słusznej prawdy ,ale robiący w Realu zgoła wręcz przeciwnie. Hasłami potrafimy zagrzewać innych do poświęceń i działania , a sami po cichutku „dziobiemy sobie” swój grajdołek. Potrafimy pięknymi słowami doradzać jak inni powinni pracować ,ale swoje poczynania ukrywamy w tajemnicy lub tworzymy mity swojej pracowitości. Wszyscy niby chcieli do Unii ale tylko „doić” ją ile się da ,na czasami mało potrzebne inwestycje. Jak przychodzi partycypować w kosztach uważamy ,że całe społeczeństwo powinno składać się na koszty zabawy i nauki w zarządzaniu paru prominentów. Wracając do fikcji” Dnia bez samochodu” ,aż żal było patrzeć jak głosząc jakieś sukcesy w tym kierunku ośmieszamy się . Ludzie zrobili się zbyt wygodni żeby potrafić poświęcić się dla innych. Zawsze wolą to robić cudzymi rekami . Na ulicach powinno być znacznie mniej samochodów , a tutaj było odwrotnie -zauważyłem już mniej rowerzystów (niektórzy już miesiąc temu już zaczęli jeździć w kominiarkach i „kagańcach”) jakby była już zima. W komunikacji miejskiej nie zauważyłem nadzwyczajnych tłoków. Tak więc gdzie zauważono jakieś święto ?