Pamiętam czasy, kiedy to ja brałem czynny udział w organizacji Warszawskiej Masy Krytycznej. Trwało to dość długo i wtedy była to organizacja skupiająca ludzi, którym naprawdę zależało na poprawie sytuacji rowerzystów w ruchu miejskim i poza. Robione były kampanie ulotkowe, kiedy był przejazd i zamiast stać na pasach i kłócić się z pieszymi rozdawaliśmy ulotki mówiące, czego my chcemy i do czego dążymy i oczywiście przepraszaliśmy za zaistniałe z naszym przejazdem kłopoty. Walczyliśmy o równe prawa dla rowerzystów i infrastrukturę przyjazną nie tylko dla aut. Po pewnym czasie nawet udało się częściowo ucywilizować urzędników w Ratuszu Warszawskim, choć zrobili to tylko po to, by mieć więcej wyborców. Uznali, że jak trochę ulęgną rowerzystom to zdobędą zaufanie i dla świętego spokoju łaskawie zezwalali na różne (nawet bzdurne pomysły) tylko po to by jeszcze więcej zbić kapitału politycznego i zaognić odwieczne konflikty interesów pieszych, rowerzystów i kierowców. W swoje szeregi przyjęli wyróżniających się paru aktywistów( wyróżniających się -to pojęcie względne) i tym sposobem zaskarbili sobie przychylność pozostałych. Masa skapitulowała a część działaczy z chęci tylko bycia działaczami zmieniła formę i zasady tej organizacji. Robili sporadyczne okolicznościowe przejazdy( jak ZDM czy inna instytucja tupnęła i dołożyła trochę grosza do organizacji). Teraz chyba sytuacja im się trochę zmieniła - frekwencja trochę wzrosła, ale podejrzewam, że tylko przez to, że infrastruktura pomimo już sporej ilości jest w mieście wręcz szkodliwa. Propozycje wrzucenia na wąskie drogi dla rowerów różnej maści pojazdów i urządzeń do szybkiego przemieszczania się zaczyna doskwierać tym rowerzystom, co tylko potrafią korzystać z osobnej infrastruktury i chodników. To pewnie przyczyniło się do powolnego odradzania się tej organizacji. Łatwiej im będzie teraz wymagać i czuć się oszukanym, gdyż będą dzielić się i tłoczyć z innymi. Już za moich czasów ostrzegałem, że budowa osobnej infrastruktury odbije się czkawką i namawiałem do edukacji drogowej. Łatwiej było walczyć o byle, co niż dać coś od siebie i uczyć poruszania się wśród samochodów. Teraz biedni zagubieni chodnikowcy powstają z letargu i jadą na taki ewent. -ale jak się zapytasz a po co to każdy, co innego powie. Niektórzy tylko po to by lansować się w swoich nowych lajkrach, drudzy po to by podokuczać kierowcom, co im, na co dzień sprawiają problem w swobodnym poruszaniu się po ulicy, jeszcze inni po to by im wybudowali znowu jakiś kawałek drogi przy spokojnej ulicy (niepowiązany z niczym). Jakie cele i idee im przyświecają -trudno mi powiedzieć i z racji swojego wieku już powoli zaczynam już być obojętny, gdyż zbliżam się do wieku, kiedy trzeba będzie pomyśleć o jakimś wspomaganiu elektrycznym. Problem tylko mam taki, że nie bardzo widzę się na tych chodnikach zaanektowanych na drogi dla rowerów i z powodu tego będę musiał pomyśleć o skuterze (nie dam się zagnać na te chodniki na rowerze elektrycznym). Już teraz cierpię katusze jak muszę od paru dni jeździć Towarową i Okopową po ścieżynce. Od paru dni niestety nie dam rady wykłócać się, że te drogi są nieoddane do użytku, gdyż niedawno wymalowano brakujące przejazdy ( poza ul. Anielewicza) i już brakuje mi argumentów do obrony. Co prawda można jeszcze wyciągnąć jeszcze parę błędów -walające się kostki ze skrajni, niesprzątana od czasu budowy i nawet już zarośnięta trawą skrajnia. Brak sensownego i bezpiecznego przejazdu przy rondzie Daszyńskiego. Tak, więc rewolucja rowerowa nie wszystkim podoba się. Udawanie, że coś się robi zawsze prędzej czy później ulegnie weryfikacji i czy warto pół miasta oszpecać dla tych, co nie potrafią się dostosować do obecnych warunków? Przecież choćby nawet chciał to i tak wszędzie nie da się pobudować takich ścieków dla różnej maści podróżujących na różnych wynalazkach. Zamiast wymagać może pora nauczyć się czegoś w życiu?