Kiedy zostałem burmistrzem od zieleni jedną z pierwszych wizyt w moim gabinecie, jaka się odbyła to spotkanie z przedstawicielami Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji. Przyszli w sprawie budowy kolektora kanalizacyjnego. Rura o średnicy 1.5 metra miała przechodzić w wykopie na głębokości 4 metrów na odcinku między Korotyńskiego a Bohaterów Września, skrajem parku Szczęśliwickiego. Ten projekt zakładał poprowadzenie go w otulinie parku Szcęśliwickiego przy jednoczesnym wycięciu 58 drzew i około 50m2 krzewów. Był gotowy, tylko od pół roku dzielnica Ochota go blokowała z uwagi na wycinkę drzew. Pomyślałem sobie, że wcale się nie dziwię. Wycinać drzewa i rozkopywać park Szczęśliwicki to samobójstwo. Spławiłem towarzystwo kilkoma zdawkowymi zdaniami i postanowiłem blokować sprawę wszystkimi dostępnymi sposobami. W tym czasie toczyłem spór o wycięcie kilku spróchniałych drzew na Polu Mokotowskim z rodzimymi aktywistami miejskimi i ciarki mi przeszły na myśl o wojnie w sprawie kolektora. Traf chciał, że tego dnia byłem w parku. Pomyślałem — obejrzę dokładnie to miejsce, co mi szkodzi? Drzewa można by powiedzieć stały (niektóre pod kontem 45 stopni), teren wygląda nie za specjalnie, krzewy też mogłyby wyglądać lepiej. Może jednak warto porozmawiać z MPWiK? - Postanowiłem się z Państwem spotkać, bo widzę pewne światełko w tunelu — rozpocząłem spotkanie z miłymi skądinąd paniami z naszych wodociągów. Każda inwestycja jest właściwie możliwa. Jest tylko kwestia ceny. Panie od wodociągów zbladły. Pewnie pomyślały sobie, że właśnie nieświadomie znalazły się na spotkaniu o charakterze korupcyjnym. -Wasz projekt jest nie do przyjęcia. Wywoła sprzeciw społeczny na dużą skalę. Musicie zweryfikować kosztorys inwestycji o kilkaset tysięcy złotych. - brnąłem dalej mimo przerażenia na twarzach moich rozmówczyń. Przedstawiłem sprawę jasno i klarownie. Potrzebowałem argumentów do przekonania najpierw moich partnerów w zarządzie dzielnicy, potem radnych i mieszkańców. Jednym z podstawowych było to, że odprowadzenie ścieków w tym rejonie Ochoty jest słabe i na granicy wydolności. Drugim argumentem miały stać się nowe nasadzenia w zamian za wycinkę. Zaproponowałem sześć drzew za jedno wycięte i 3 m2 krzewów za jeden metr, który zostanie zniszczony przez budowniczych kolektora. Pewnie dopiąłbym swego, ale okazało się, że tyle drzew w tamtym rejonie się nie zmieści a moje miłe panie nie mogły „wrzucić” w koszty inwestycji sadzenie drzew na Rakowcu, bo projekt był finansowany ze środków unijnych i jakiś Timmermans mógłby się zdenerwować. Stanęło na 200 drzewach. Sto i krzewy w okolicy kolektora i dodatkowych 100 w samym parku. Po takich negocjacjach reszta była prosta. Pani Burmistrz Katarzyna Łęgiewicz najpierw zzieleniała ze strachu a po pięciu minutach, kiedy uzmysłowiłem jej, że powstanie całkiem niezły kawałek parku zgodziła się bez większych uwag. Na komisji, na której zaprosiłem mieszkańców też poszło lepiej niż się spodziewałem. Otrzymałem pozytywną opinię a wystąpienia opozycyjnego klubu PiS nawet w najbardziej optymistycznych prognozach nie przewidywałem. - To jest potrzebna inwestycja, która przyniesie korzyść mieszkańcom i uporządkuje zaniedbaną otulinę parku w tym miejscu. – podsumował dyskusje przewodniczący komisji pan Wiesław Figiel z opozycyjnego PiS. Mam wiele wspomnień ze współpracy ze śp. Wiesiem, ale to wystąpienie szczególnie mi utkwiło w głowie. Pamiętam również wystąpienia lokalnych wataszków od Ochocian. Radny Gawryś gadał coś o przeprojektowaniu inwestycji, ale jak się zorientował, że nawet mieszkańcom mój pomysł się spodobał to zamilkł i wstrzymał się od głosu. Do końca walczył natomiast znany aktywista miejski Patryk Słowicki. (dzisiaj wschodząca gwiazda wydziału Architektury w ochockim ratuszu). Po przegranej na komisji usiłował jeszcze pisać protesty i blokować sprawę w mieście. Pan Patryk Słowicki zrobił mi kilka spotkań z jakimiś forami dialogu, zespołami do spraw nie wiem, czego. Jednak sprawa wydawała się być przesądzona. Budowa kolektora kanalizacyjnego ruszyła. Trochę jak to zwykle bywa było z nią problemów, ale ma się ku końcowi. Ostatnio wybrałem się w to samo miejsce, co kiedyś. Co tu dużo gadać? Sami zobaczcie. Warto było stoczyć bitwę z oszołomami. Uprzedzam panią burmistrz Marię Środoń (z Ochocian)! Jak się skończy inwestycja to policzę wszystkie moje nasadzone drzewa i pomierzę wszystkie moje żywopłoty. Ktoś powie, że nie są moje. Racja, ale traktuję je jakby rosły na mojej działce i tak jakbym sam je sadził. Czytaj również: Zobacz także: Kamienica przy Grójeckiej 184 - straszy i budzi grozę Zobacz także: Ochockie drogi rowerowe - zasłupkowane jak w całym mieście Zobacz także: Pszczoły we Włochach