Reklama

Szpital na Banacha - nowoczesność w domu i w zagrodzie

19/12/2024 02:15

Mamy na swoim terenie, czyli dzielnicy Ochota kilka kompleksów szpitalnych, z których powinniśmy być dumni. Jednym z nich jest Uniwersyteckie Centrum Kliniczne Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (potocznie zwany Szpital na Banacha). Potężne obiekty, które powinny służyć pacjentom i jako, że są to uniwersyteckie, przy okazji, więc, szkolące nowe kadry do pewnych standardów obsługi pacjenta. Tego, że młodzi ludzie lubią nowinki elektroniczne nie trzeba wyjaśniać. Ten szpital i jego przychodnie specjalistyczne też idą z duchem czasu. Ostatnio zainwestowano w takie ładne, świecące na niebiesko monitorki przed drzwiami. Ładnie to wygląda, ale niczego nie wnosi dla czekających przed gabinetami pacjentów. I tak to, co miało być przydatne, nowoczesne i przyjazne przede wszystkim dla pacjenta, stało się kpina z niego. W moim przypadku, kiedy to stawiłem się prawidłowo na wizytę u alergologa (mam uczulenie na pracę), umówioną pół roku wcześniej, prawie pół godziny przed wizytą… poczekałem sobie ponad godzinę, gdyż Pani doktor nie przybyła do gabinetu. Czekałem te swoje zbyt szybkie stawienie się plus studenckie 15 minut i nic. Pomyślałem, że jestem pierwszy a następna osoba nie przybyła za mną i poczekałem jeszcze piętnaście minut. Gdy minęło ponad 30 minut postanowiłem interweniować i odważyłem się zapukać do pokoju obok (tam gdzie wykonywano odczulanie). Pielęgniarka stwierdziła, że Pani doktor nie ma i pytała czy nie byłem przepisywany. Zdziwiło mnie to, gdyż ani telefonu nie miałem z przychodni ani wiadomości SMS ani maila, ani też gołębia pocztowego, który miałby blisko do mnie z Banacha. Może na Facebooku piszą wiadomości, ale mnie tam nie ma. Z litości pani pielęgniarka przeszła (tajnym przejściem) po wszystkich gabinetach sprawdzić, do którego pokoju byłem rzekomo przepisany i po chwili wyszła. Kazała mi przejść na koniec korytarza i tam czekać, gdyż przed chwilą weszło małżeństwo z małym dzieckiem. Wizyta dziecka trwała około 40 minut i wreszcie po 1 godzinie i pięćdziesięciu minutach warowania pod gabinetami, zrezygnowany i zatroskany, co mi powie pracodawca (zanim dojadę do pracy kolejne 40 minut), wszedłem do lekarza. Myślałem tylko, aby wydębić receptę i szybciutko uciekać. Niestety, młoda Pani lekarz miała asystę, jeszcze młodszą i wdrażającą się, więc jako eksponat musiałem prawidłowo przejść całą procedurę. Podczas tego dokładnego badania usłyszałem, że powinienem wziąć się w garść i pomimo, że nie piję, nie palę to mam unikać kawy, słodkości, kwaśnych napojów z cytryną i pić tylko wodę. Najlepiej jakbym jeszcze zapisał się w wieku prawie 64 na ZUMBĘ (to ostatnie to moja interpretacja – gdyż resztę radości życia bym się pozbawił-jakbym posłuchał). I tak uszczęśliwiony po ponad 2 godzinach i około 15 minutach biegiem uciekałem z przychodni. Do pracy dotarłem z 5 godzinnym spóźnieniem – dobrze, że pracodawca wyrozumiały i wiedział, że się spóźnię, ale nie tyle. Jaki jest morał z takiej wizyty? Nie da się pracować, aby było stać nas na takie wizyty. Jedni się starają jakoś dobrze pracować i odpowiedzialnie, innym jak się nie chce i mają jakieś koneksje to mogą za przeproszeniem olewać pacjenta. Nie pierwszy raz zdarzyło się, że wizyta była przepisywana a główny beneficjent tej wizyty nic nie wiedział. Raz jakoś z półtora roku - do 2 lat temu, dowiedziałem się w podobny sposób, że zostałem gdzieś tam przepisany, zrezygnowałem ze stania w dużej kolejce do kolejnego gabinetu i zszedłem do rejestracji. Zapisałem się za kolejne 7 miesięcy, na następną wizytę prosząc rejestrację, aby następnym razem, choć powiadomiła o takich zmianach. Widać bezskutecznie wtedy interweniowałem. Czy w dobie elektroniki może takie niedopatrzenie się zdarzać? W latach 80 tych jak masowo wprowadzali w kawiarniach i klubach DVD to, chociaż można było popatrzeć na muzykę i ładne Panie. A tutaj w tak szacownej instytucji, każą patrzeć w pusty ekran. Czy tak wielki szpital nie ma przynajmniej z kilku menadżerów i kilkudziesięciu zasiadających prezesów (jakby były to kury to, chociaż jajka by były a tak tylko kolejne PLN-y do stracenia z takiego zasiadania), którzy choćby reklamy proszku, podpasek, garnków puszczaliby i przy okazji tylu przymusowo oglądających byli by zarabiali? Skoro nie ma na nich żadnych informacji szczególnie istotnych dla pacjentów to, po co takie afiszowanie się swoją nieporadnością. A pacjent dalej jest na końcu układu trawiennego.

Czytaj również:
















Aktualizacja: 19/12/2024 02:15
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo iOchota.pl




Reklama
Wróć do