Reklama

Czas pozerów

Przed nami intensywny czas polityczny. W tym roku odbędą się wybory do parlamentu, a w przyszłym wybory samorządowe. I, właśnie, wyborom samorządowym poświęcę dzisiaj chwil kilka.

Kiedyś kampania wyborcza przed wyborami samorządowymi była czasem promowania się samorządowców, bądź kandydatów na samorządowców. Dzisiaj wygląda to trochę inaczej. Jest to głównie czas pozerów. Już widzę oczami wyobraźni jak jedna z „gwiazdek” samorządu w dzielnicy Włochy na ulotkach wyborczych umieści zdjęcie z żoną, z dziećmi, z psem i będzie kusić potencjalnych wyborców uśmiechem amanta filmowego. I drugie zdjęcie z Prezydentem Trzaskowskim, żeby pokazać jakie to się ma kontakty. A dalej w ulotce obietnice, które ja określam jako „cuda – wianki”, bo przecież obiecać można wszystko, a że się nie zrealizuje? - Zawsze można się wytłumaczyć - „chciałem, ale oni mi przeszkadzali”. Jacy oni? - A czy to ma jakieś znaczenie. Jacyś oni i już!

I znowu się dowiem, że już wkrótce we Włochach będzie nie tylko nowa linia tramwajowa, ale nawet metro. Tak, tak – metro. - Przecież to już też było „ćwiczone.” Szkoły, przedszkola, nowe budynki komunalne, drogi, parki będą pączkować w ulotkach z prędkością światła. Autostrada do raju. To nam zapewnią, jak to w zamierzchłych czasach śpiewała Danuta Rinn, nasze „orły, sokoły, herosy”.

Upolitycznienie samorządu terytorialnego, głównie w dużych miastach, a w Warszawie szczególnie, powoduje, że wiele wartościowych osób, przygotowanych merytorycznie, z odpowiednimi kwalifikacjami i kręgosłupem moralnym nie garnie się do startu w wyborach. Nie chcą być politycznymi pacynkami, które wykonują bez mrugnięcia okiem polecenia swoich politycznych szefów. I to jest wielka strata.

Uważam, że reforma samorządowa z lat dziewięćdziesiątych jest jednym z największych osiągnięć Polski po 1989 r. Ona się udała, co najbardziej widać w Polsce gminnej, powiatowej – tam gdzie samorząd jest najmniej upolityczniony. Jako, że swoje lata już mam widzę jak się zmieniło wiele miast, miasteczek, wsi na przestrzeni lat. To jest niepodważalny sukces. Moment. Ktoś powie, - zaraz, zaraz, - przecież to właśnie w Polsce powiatowej, Polsce gminnej spotykamy się z patologiami w samorządzie, gdzie wójt, burmistrz jest „panem i władcą”, obsadza wszystkie stanowiska swoimi ludźmi, krewnymi … Owszem, tak się zdarza i nie ma co temu zaprzeczać. Jednak czy w Warszawie jest inaczej? Czy tu nie ma patologii? - A jak inaczej ocenić zjawisko, które ja określam mianem „wędrujący burmistrz”. - Dzisiaj ta dzielnica, jutro inna... Wąska grupa ludzi, która się mieli we własnym sosie. I, niestety, dla politycznych decydentów nie ma żadnego znaczenia, że taki burmistrz nie zna dzielnicy, nie jest z nią w żaden sposób związany emocjonalnie. Jak się zdarzy jakaś wpadka, albo go odwołają to się takiego działacza/działaczkę rzuci na nowy odcinek pracy, czyli do innej dzielnicy. Swoją drogą warto się może pokusić o ustalenie rekordzistów, którzy „zaliczyli” najwięcej dzielnic. - Może ktoś to zrobi, bo mi się nie chce (choruję na nadciśnienie, po co się niepotrzebnie denerwować).

Czy tak być musi? Czy Warszawa nadal będzie miastem „wędrujących burmistrzów” i różnorakich pozerów? Obawiam się, że, niestety, tak. A tak być nie powinno, bo to wypacza ideę samorządu terytorialnego.

Mimo wszystko, tak jak wspomniałem wyżej, reformę samorządową uważam za jedno z największych osiągnięć naszego kraju po 1989 r. Może tylko trzeba naszemu samorządowi przywrócić mniej polityczną, bardziej ludzką, samorządową twarz. Czego Wam, Drodzy Czytelnicy, i sobie życzę.

Zapraszamy na zajęcia:





Czytaj również:











Zobacz także:

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo iOchota.pl




Reklama
Wróć do