Każdy, kto mnie zna, od razu odpowie, że dlatego, że jestem nawiedzonym rowerzystą i fanatykiem jeżdżącym przy – 17 stopni i w wielkim śniegu. Owszem, prawda to, ale też, dlatego, że też jestem niepoprawnym, niepłynącym w głównym nurcie ścieków rzeki patologii społecznej. Jestem też zagorzałym przeciwnikiem sekciarstwa i tworzenia wąskich grup na Facebookach (teraz chyba Mecie) i siedzenia zgarbionym nad telefonem i ciągłego sprawdzania czy jeszcze żyję czy już mnie wykluczyli z jakieś sekty (lub dali status najbardziej zasłużonego członka). Tak jest w pojazdach komunikacji miejskiej, gdzie ludzie jak nosorożce siedzą w komórkach i nawet nie zwracają uwagi na to, kto siedzi obok. Można tam też spotkać, w tych niby uśmiechniętych pojazdach polityków, którzy nagle nagrywają sobie filmiki jak stand upy z „awarii” autobusu naprzeciwko bramy Belwederu. Teraz przed wyborami, same reklamy. Jedynie nam słusznie panującej opcji z szyderczo uśmiechniętą twarzą prezydenta, który myśli mi na siłę przemeblować standardy komunikacyjne, ubraniowe, żywieniowe i podróżnicze (dyrektywy 44 miast). To wszystko powoduje, że odpycha mnie coś od komunikacji miejskiej gdzie promuje się nie zawsze najlepsze wzorce międzyludzkie. No cóż, kto ma więcej w kieszeni, pewnie jest bardziej wartościowy? Nie sądzę, żeby reklama na autobusach była dla każdego w zasięgu jego możliwości, – co innego Ci, co za nasze (subwencje) mogą się lansować.