W dniu 16 czerwca radni Ochoty zwołali posiedzenie komisji przestrzennej. Była to szybka reakcja na apel kupców, którzy zwrócili się do radnych o zainteresowanie się nieprawidłowościami dotyczącymi 96 stanowisk handlowych w nowej hali „Zieleniaka”. Stanowiska te, według definicji podanej w zarządzeniu Prezydenta Warszawy, powinny być wyodrębnione trwałymi ścianami i wyposażone w energię elektryczną. Tymczasem wybudowano powierzchnię handlową pełną metalowych szczęk i betonowych ław. Kupcy w związku z tym postulują o zwołanie sesji specjalnej w tej sprawie. Podczas merytorycznej dyskusji głos zabrał także radny PiS Edward Markowski stwierdzając, że kupcy powinni zatrudnić inżyniera do nadzoru budowlanego. Zapomniał widocznie, że to rada dzielnicy posiada pakiet kompetencji kontrolnych przy tej inwestycji, a kupcy nawet nie są stroną, o czym byli wcześniej wielokrotnie informowani. W dalszej części wystąpienia radny Markowski stwierdził, że los bazaru jest mu obojętny i jest mu wszystko jedno, co się będzie działo z kupcami. Jako powód podał fakt, niszczenia jego przedwyborczych ulotek, rozwieszanych na terenie bazaru i to, że niektórzy kupcy nie pozwalali w ogóle na zawieszanie ich na swoich straganach. Przyznam, że słysząc te słowa z ust wieloletniego działacza ochockiego samorządu, człowieka, który jeszcze kilka lat temu był członkiem komisji rady dzielnicy d/s bazaru „Banacha” i osoby, która głośno krzyczała, że własną piersią - nawet na barykadzie będzie broniła kupców i bazaru – zaniemówiłem. Parafrazując słowa Marszałka dodam, że radny Markowski powinien co najwyżej kury szczać prowadzać, a nie politykę w samorządzie uprawiać.