Wystawa na Placu Narutowicza poświęcona Miejscom Pamięci Narodowej, przypomina o rozstrzelanej ludności cywilnej Ochoty w czasie Powstania Warszawskiego. Jedno z wymienionych miejsc zbrodni jest szczególnie upamiętnione, i otoczone troską przez Inżyniera / tak go nazywają sąsiedzi / mieszkającego przy ulicy Grójeckiej 26. Przed wojną, w budynku przy ulicy Spiskiej 2a i 4, była duża cukiernia. Obecnie te budynki należą do Spółdzielni Budowlano Mieszkaniowej Kolporterów Prasy „Ruch”. Na podwórzu Spółdzielni znajduje się brzoza – relikt przeszłości, świadek barbarzyńskiego wydarzenia. Podwórze to środek dużej litery L. utworzonej przez domy stojące przy ulicy Grójeckiej 22/24 i 26, Spiskiej 2a i 4. Na środku podwórza, w pierwszych dniach powstania, rozstrzelano czterdzieści osób. Kim byli rozstrzelani ? Nie wiadomo. Może to mieszkańcy pobliskich domów, a może goście cukierni, lub przypadkowi przechodnie. W latach 60-tych ubiegłego wieku żył jeszcze ktoś, kto o tym wydarzeniu szczególnie pamiętał. Była to osoba cudownie ocalona. Po wojnie z budynku w którym mieściła się cukiernia, został tylko parter, reszta legła w gruzach. Długo nie odbudowywany, doczekał się nadbudowy w 1964 roku. Zamieszkałam w nim. Podwórze było powszechnie dostępne. Rósł na nim mały zagajnik brzozowy, złożony z samosiejek. Pomiędzy nimi stała nie rzucająca się w oczy / zwłaszcza od ulicy Grójeckiej /, nocą postawiona kapliczka, taka zielona drewniana budka. Przeszklone drzwi wejściowe i dwa niewielkie okienka po bokach. Naprzeciw wejścia, na półeczce stał oparty o ścianę, podniszczony przez wilgoć duży obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Obok dwa słoiki na kwiaty, zawsze w sezonie świeże. Nigdy nie widziałam, kto je tam zanosił. W pierwszych dniach sierpnia, wieczorem, byliśmy świadkami niecodziennego zdarzenia. Pan w średnim wieku z owczarkiem niemieckim na smyczy, klękał pod kapliczką i głośnym donośnym głosem, śpiewał pieśni religijne. W tamtych czasach, było to coś niebywałego. Reperkusje za takie postępowanie, są dzisiaj nie wyobrażalne. Bohater mógł trafić do więzienia a rodzina mieć dodatkowe przykrości w pracy, lub szkole. Dyskretnie, aby ocalonego nie speszyć, towarzyszyliśmy mu ukryci za firanką, prawie wstrzymując oddech. Co roku czekaliśmy na niego, tego dnia nie wychodząc z domu. Któregoś lata pan nie przyszedł. Po jakimś czasie, kapliczka też nagle zniknęła, a na jej miejscu pojawiły się garaże. Pod budowę garaży wycięto część drzew. Do dzisiaj została ta jedyna brzoza na której widnieje komputerowy napis / wykonany przez Inżyniera /, wspominający rozstrzelanych. Teraz Inżynier przynosi tam znicze, kwiaty i czasami wieńce. Może jest ktoś, kto pamięta coś więcej na ten temat. Warto ocalić pamięć o cichych bohaterach tamtych dni. Anna Łanczont