Drugie z kolei w tym sezonie cięcie żywopłotów na terenie administrowanym przez Gminną Gospodarkę Komunalną – Ochota, nie różni się od tych jakie miały miejsce przez cztery ostatnie kadencje ochockiego samorządu. Kolejne ekipy „ogrodników” zamiast pielęgnować żywopłoty tak aby były zdrowe, czyste gatunkowo, a nie zanieczyszczone samosiejkami, ograniczają się do przycinania świeżych pędów jak leci. Stąd potem wielkie pióropusze, najczęściej czarnego bzu lub klonu jesionolistnego, dublujące wysokością sam żywopłot. Problemem jest ich pień, który rozrasta się każdego roku coraz bardziej wraz z bocznymi gałęziami. Jakie szkody przynosi ten proceder ochockiej zieleni powinien wiedzieć jej gospodarz. Ze smutkiem stwierdzam, że nie znajduję go w osobie burmistrza dzielnicy, któremu ten zakres obowiązków jest przypisany. Każdego kolejnego roku, interwencje jakie wnoszę w tej sprawie, zbywane są w sposób przypominający odganianie natrętnej muchy. Towarzyszy temu cynizm oraz arogancja świadczona nagminnie również przez radnego Wiszniewskiego, o ironio, przewodniczącego Komisji Przestrzennej i Ochrony Środowiska. Duże nadzieje pokładałam w zapowiadanym przez zarząd dzielnicy aneksie do umowy o administrowanie, min., gminnymi terenami zielonymi. Prace nad nim trwały blisko dekadę. Urząd zmodyfikował w nim umowę z GGKO-Oc hota sp. z oo. z wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Według zapewnień Lucyny Kowal, dyrektorki Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami – podlega mu nadzór nad gminną zielenią, a sama dyrektor brała udział w/w pracach zarządu -, aneks ten obejmuje usuwanie samosiejek z żywopłotów. Nadzieja na pozytywne zmiany okazała się jednak płonna. Dwa kolejne strzyżenia-wiosenne i letnie- dokonane zostały po staremu. Agnieszka Kowalska, kierownik Zakładu Zieleni z Miejskiego Przedsiębiorstwa Robót Ogrodniczych odmówiła cięcia samosiejek, nawet jeśli byłoby ono tylko do poziomu zero. W specyfikacji zamówienia – stwierdziła kobieta z MPRO odpowiadająca za umowę z GGKO – takiego wskazania nie ma. To śmiech i żenada jeśli zapis umowy jest nadal sztywny i nie przewidziano w niej doprecyzowania cięcia żywopłotu w odniesieniu do samosiejek. Umowę, aby była dobra i profesjonalna sporządzić powinien fachowiec, nawet emerytowany, który zęby zjadł na pielęgnacji zieleni, w tym zieleni publicznej. Osoba ta wie czego wymagać od wykonawcy. Inne potrzeby są w pierwszym roku od nasadzenia krzewów czy drzew, inne w trzecim czy piątym, a jeszcze inne w dalszych latach. Nie mówiąc już o ich odmładzaniu. Jest jeszcze jeden aspekt tej smutnej sprawy. To kwestia nadzoru i protokół odbioru prac. Jest on niezbędnym załącznikiem do rozliczenia jakiejkolwiek faktury. Kto go pisze? Może firma wykonująca prace? Tomasz Turek, dyrektor zastępujący nieobecną Lucynę Kowal nie potrafił nic powiedzieć na temat zakresu toczących się prac przy żywopłotach. Nie wskazał też na żadną osobę w ZGN posiadającą zawodową wiedzę dotyczącą pielęgnacji zieleni. Nie zjawił się też sam w miejscu gdzie toczyła się gorąca dyskusja na temat fachowości prowadzonych cięć. Również w samej Spółce nie udało mi się znaleźć pracownika z odpowiednim wykształceniem ogrodniczym pozwalającym konstruować wytyczne do zawieranych umów na pielęgnację kilkudziesięciu hektarów zielonych w dzielnicy. Przed nami jest jeszcze cięcie jesienne. Może jest to odpowiednia pora by ktoś się temu zagadnieniu wreszcie przyjrzał. Na Komisję Ochrony Środowiska z jej przewodniczącym, liczyć nie można. Tymczasem nieświadome i nieodpowiedzialne wydawanie środków publicznych stoi w sprzeczności z celowością oraz zasadą gospodarności i przy ich wydawaniu.