Reklama

Pani Halina - ochocka Wyklęta i kochana

28/02/2025 01:39

Wykleci to taki wydawałoby się odległy temat. Jest ich nie wielu żyjących. Obcowanie z nimi to taki przywilej. Jak ich prosimy o wspomnienia to często odmawiają. Otwierają się tylko przed „swoimi”. To taki nawyk z czasów gdzie miało ich nie być a ich koledzy byli chowani na wysypiskach śmieci lub jak dobrze poszło w bezimiennych mogiłach.

Miałem taki przywilej poznać panią Halinę Bazylewską z domu Waszczuk. Mieszkała wiele lat w budynku przy Szczęsliwickiej 4 i długo trwało zanim wypiliśmy kilka wspólnych herbat w jej małym mieszkaniu. Była szefową swojej wspólnoty mieszkaniowej, która zarządzałem. Wszyscy w kamienicy słuchali pani doktor. Miała autorytet mimo swojej wrodzonej skromności.

Była zawsze pogodna i z pozoru naiwna. Jednak jak stałem się dla niej „swój” to nagle poznałem twardą, konsekwentną i odważną starszą panią poruszającą się zawsze o lasce.


Szczęśliwicka 4 - w tym domu mieszkała Halina Bazylewska

Do dzisiaj pamiętam jej takie niespotykane powiedzenia i zwroty. Zawsze mówiła o swoich rodzicach Tatuś i Mamusia. Jak miała podjąć jakąś decyzje to zawsze pytała czy to jest uczciwe? Nie czy zgodne z prawem tylko czy uczciwe.
- Zgodnie z prawem to nas sadzali na Mokotowie – mawiała. Kiedyś dała mi do przeczytania swój wyrok była tak naprawdę z niego dumna. Wtedy było mało wspomnień, IPNu i chętnych do rozmawiania o tych czasach publicznie. Pani Halina zawsze chętnie opowiadała „swoim", co się wtedy działo. „Pewnie Bóg tak chciał. Przecież w więzieniu poznałam Wiktora mojego męża, był ludowcem z Batalionów Chłopskich”. Dzisiaj jak sięgnąłem do dokumentów i wspomnień doszedłem do wniosku, że pewnie się tam gdzieś w niebie ucieszy jak napiszę o niej kilka słów. A jest, o czym. Poznałem prawdziwego bohatera, trzymałem za ręce w ciężkich chwilach i a czasami dostawałem opr. jak coś źle poszło. Wszyscy kochaliśmy panią Halinkę.

Urodziła się w roku 1923 w Łunińcu 40 km od wschodniej granicy Polski.
Tatuś, Edward Waszczuk, znany w mieście działacz społeczny, pewny aresztowania przez NKWD, próbował uciec na zachód. Po tygodniu wrócił, ponieważ okazało się, że dalsza ucieczka z powodu toczących się działań wojennych, nie była możliwa. Powiedział do żony i dzieci: „Wojna będzie długa i ciężka. Kto przeżyje, spotkamy się w Międzyrzecu Podlaskim” (rodzinnej miejscowości rodziców). Następnego dnia o świcie został aresztowany przez NKWD i na długo słuch po nim zaginął. Okazało się, że wyładował na Syberii a potem u Andersa. Jej mamusia Wiktoria, wychowana na Podlasiu pod zaborem rosyjskim, nie miała wątpliwości, jaki los czeka ją i dzieci. Pokonując wiele trudności z czwórką dzieci przedostała się do Międzyrzeca w Generalnej Guberni.


Przedwojenne czasy na Kresach. Halina Waszczuk pierwsza z prawej na dole.

W Międzyrzeczu cała czwórka dzieci razem z mamą zostali zaprzysiężeni i stali się żołnierzami Armii Krajowej. Jej najmłodsza siostra miała wtedy 13 lat. Tam przeżyli pogrom żydów, ukrywając małą Ninkę córkę doktora Sztulmana. Pamiętam jak wspominała, że " jak przez szparę w okiennicy zobaczyła wóz z zabitymi, zwisającą zakrwawioną nogę, stopą uderzającą o bruk. Zabitych Żydów wywożono na pobliski kirkut"

Z piętnastu tysięcy Żydów mieszkających przed wojną w Międzyrzecu Podlaskim, po wojnie wróciło stu siedemnastu.

Po tym wszystkim została posłana do Warszawy. Po wkroczeniu sowietów na Podlasie reszta rodziny ucieka i lutym 1945 roku spotykają się w Warszawie. Odnalazł się też ojciec.

Wielokrotnie zastanawialiśmy się, jak to możliwe, że pomimo tylu dramatycznych przeżyć ojca i zaangażowania w pracę konspiracyjną całej rodziny, wszyscy przeżyliśmy. Widzę jedno wytłumaczenie. Przed wojną nasza rodzina została uroczyście ofiarowana w kościele, który budował mój ojciec, Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. - Wspomina po latach.

W tym czasie jest już doświadczonym członkiem podziemia. Od początku związana z wywiadem AK z wydziałem "Wschód". Następnie od sierpnia 1944 do 14.05.1946 w komórce wywiadowczej Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj pod kryptonimem "Liceum". Pełniła funkcje sekretarki zastępcy szefa wywiadu, łączniczki i kasjerki. W działalności konspiracyjnej występowała, jako Wanda Orłowska i Maria Kuczyńska oraz posługiwała się pseudonimami „Tyczyńska”, „Celińska” i „Halina”.

Po szeregu wpadek zostaje aresztowana w Łodzi. Wspominała to tak: " Dokonało się to w sposób dość oryginalny. Nocowała ze mną koleżanka ze studiów, (która na szczęście po tygodniu została zwolniona). Wyszłyśmy z domu, prowadzone elegancko pod rękę przez dwóch panów w cywilu - moim "kompanem" był kapitan Humer."

Była również konfrontowana ze swoim dowódcą Barbarą Sadowską w obecności największego zbira UB ówczesnego majora Józefa Różańskiego.  Po ciężkim śledztwie w więzieniu na Mokotowie została skazana  18.07.1947 przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie na 4 lata więzienia z pozbawieniem praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat oraz na przepadek mienia na rzecz Skarbu Państwa.

O późniejszej działalności pani Haliny napiszę przy innej okazji, bo to zupełnie osobny rozdział.

Czytaj również:







 



Zobacz także:





Aktualizacja: 28/02/2025 07:21
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo iOchota.pl




Reklama
Wróć do