Jak zwykle, co miesiąc zaglądam do naszego słynnego Dębu, który to był sadzony przez władze Warszawy i Dzielnicy w hołdzie Gabrielowi Narutowiczowi. Wokół były dość pokaźne drzewa, ale z czasem niestety zostały one wycięte, pewnie na życzenie konserwatora zieleni, któremu najlepiej wychodzi konserwacja za pomocą piły spalinowej. W miejsce dwóch wyciętych drzew posadzono (według kartek umieszczonych na palikach) Quercus Rubra - Dąb Czerwony i Aesculus Carnea -Kasztanowiec czerwony. Co prawda jeszcze nie są tam widoczne ślady tych drzew, ale trzeba wierzyć, ze skoro pisze to jest. Natomiast z drugiej strony KTOŚ jakby okaleczył drzewo wycinając gałęzie i pozostawiając główny pień. • Wygląda to jakby KTOŚ chciał przerobić rodzime drzewo, jako budulec do Palmy jak na Rondzie De Gola albo przygotowywano resztkę drzewa na wycinanki jak na Placu Baśniowym. Co by to nie miało być to teraz to wygląda tragicznie i nasuwa się myśl jak trzeba nienawidzić przyrody skoro tak się ją traktuje? Czy nie można było odratować tych drzew w porę i nie przyglądać się biernie jak były tam pióropusze jemioły? Pawlonek opisywał, ale cóż on na niczym się nie zna?